(Nie tylko) językowy savoir-vivre
Wszyscy znamy sprawę jednej z sieci księgarń, której pracownikom polecono zwracać się do klientów płacących kartą po imieniu. Takie postępowanie miało, w rozumieniu specjalistów od public relations, ocieplić kontakty obsługi z kupującymi i służyć budowaniu przyjaznej atmosfery. Jak jednak można wywnioskować z medialnych komentarzy, ta strategia skracania dystansu odniosła skutek odwrotny do zamierzonego. Większość klientów czuła się jeśli nie oburzona, to przynajmniej zdezorientowana takim spoufalaniem się sprzedawców, w związku z czym właściciele sieci wycofali się z pomysłu, uzasadniając to tym, że „potrzeba trochę więcej czasu, aby nasz krąg kulturowy przekonał się do takiej formy komunikacji”.
Jak można z tego wywnioskować, jedną z podstawowych zasad „naszego kręgu kulturowego” jest szacunek dla cudzego imienia (i, jak się dalej przekonamy, także nazwiska). Choć za pośrednictwem telewizji i Internetu przenikają do nas zagraniczne – głównie amerykańskie – wzorce, upłynie jeszcze dużo wody w Wiśle, zanim wszyscy Polacy zaczną się do siebie zwracać po imieniu. Wszelkie próby skracania dystansu polegające na zwracaniu się do rozmówcy per panie Janku, pani Agato (powszechne zwłaszcza wśród pracowników banków i specjalistów obsługi klienta czy zarządzania zasobami ludzkimi) są niezgodne z polskim obyczajem i choć wśród młodszych osób nie budzą większego sprzeciwu, dla starszych bywają rażące. Nie chodzi tu oczywiście o sytuacje prywatne, gdy po imieniu mówi nam ktoś bliski, lecz o takie, gdy robi tak ktoś zupełnie nam obcy albo ledwo znany; jest to tym bardziej nie na miejscu, jeśli postępuje tak osoba młodsza w stosunku do starszej.
Podobnie jest z nazwiskiem, którego również nie powinno się używać bezpośrednio w odniesieniu do rozmówcy. Niewłaściwe jest także zaczynanie oficjalnych listów (czy to tradycyjnych, czy elektronicznych) słowami Szanowny Panie Kowalski, czyli zwrotem grzecznościowym połączonym z nazwiskiem. Zgodnie z polską etykietą w nagłówku powinien wystąpić wyłącznie zwrot grzecznościowy, ewentualnie z tytułem zawodowym lub naukowym (na przykład Szanowny Panie Profesorze), ale bez nazwiska. Częste ostatnio stosowanie w tym kontekście nazwiska (czasem także imienia lub imienia i nazwiska) wynika zapewne z kopiowania angielskiego sposobu zwracania się do adresata.
Powielanie zagranicznych zwrotów grzecznościowych nie musi jednak być aż tak niestosowne jak w przykładach podanych powyżej. Powszechne od niedawna wyrażenie Miłego dnia!, ukute na wzór angielskiego Have a nice day i słyszane najczęściej z ust sprzedawców lub pracowników infolinii, wydaje się dość sympatycznym sposobem pożegnania z klientem. Na pewno także w odpowiedzi na pytanie Co słychać? przyjemniej usłyszeć podszyte amerykańskim optymizmem Świetnie! niż tradycyjne polskie Jako tako czy Stara bieda.
Skłonność do narzekania wydaje się skądinąd jedną z polskich cech narodowych, co szczególnie rzuca się w oczy cudzoziemcom przybywającym z wizytą do naszego kraju. Jednym z tematów, który Polacy najchętniej podejmują w rozmowie z nowo poznanymi osobami – na przykład w kolejce u lekarza czy w taksówce – jest bowiem wspólne narzekanie – na zdrowie, pogodę, władze, zarobki… Nie najlepiej znoszą to przedstawiciele innych kultur, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, gdzie ceni się postawę typu „keep smiling”.
Niekiedy obcokrajowcy przebywający w Polsce dziwią się także, że Polacy tak często przepraszają. Przepraszam, która godzina?, Przepraszam, czy mogę prosić o ogień?, Przepraszam, upuściła pani chusteczkę – można by pomyśleć, że faktycznie często czujemy się winni bez powodu. Taki sposób zwracania się do innych to jednak właśnie przejaw polskiej grzeczności. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro od dziecka jesteśmy uczeni „magicznych słówek” – proszę, dziękuję, przepraszam – które tworzą swego rodzaju złotą trójkę naszej etykiety językowej.
Do wyróżników polskiej grzeczności należy także gościnność. Przejawia się ona też w języku – na przykład w zachętach do jedzenia i picia, które gospodarze kierują do gości podczas wydawanego przez siebie przyjęcia (Może jeszcze ciasta?, Ze mną się nie napijesz?!). Kiedy Polak zostaje zaproszony na kolację do zagranicznych przyjaciół, podświadomie spodziewa się podobnego traktowania i dziwi się (a może nawet czuje się dotknięty), jeśli to nie nastąpi. Z drugiej strony Anglik, Holender czy Francuz może uznać przejawy gościnności polskich gospodarzy za nazbyt natarczywe i naruszające jego autonomię.
Jak wynika z powyższych przykładów, zasady grzecznościowe nie są uniwersalne. To, co w jednych krajach uchodzi, w innych budzi zdziwienie lub bywa wręcz nie do przyjęcia. Ta pozornie oczywista prawda bywa niedoceniana. Tymczasem warto o niej pamiętać zarówno w kontaktach z przedstawicielami własnego narodu – i na przykład nie powielać wzorców obcych naszej etykiecie – jak i innych nacji – co może się wyrażać unikaniem zachowań, które u nas są naturalne, ale w kontaktach z cudzoziemcami mogą zostać źle odebrane.
Więcej informacji: Małgorzata Marcjanik, Grzeczność w komunikacji językowej, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007, s. 22–34.