Zawód tłumacza przysięgłego jest ściśle związany z szeroko pojętym wymiarem sprawiedliwości. Kilkuletni okres obowiązywania Ustawy o zawodzie tłumacza przysięgłego uwidocznił jej niedociągnięcia. Powstała nowelizacja, niemniej jednak poselski projekt został przez projektodawców (PiS) nieoczekiwanie wycofany na końcowym etapie jego opracowywania przez Komisję Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Sprawa jest więc otwarta. Na temat potrzeby nowelizacji ustawy rozmawiamy z Moniką Popiołek, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Biur Tłumaczeń, przedsiębiorcą, doktorantką Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie SGH i wieloletnim tłumaczem przysięgłym.
Czy zmiany w ustawie o zawodzie tłumacza przysięgłego są potrzebne?
– Moim zdaniem nowelizacja Ustawy o zawodzie tłumacza przysięgłego jest bardzo potrzebna, ale w nieco innym zakresie niż proponowany w niedawno zgłoszonym projekcie.
Jakie były główne założenia tego projektu?
– Cytując za stanowiskiem rządu, celem projektowanych regulacji było, po pierwsze, „zapewnienie, by przedstawiciele zawodu tłumacza przysięgłego – jako zawodu pozostającego w ścisłym związku z szeroko pojętym wymiarem sprawiedliwości – charakteryzowali się zarówno wysokim poziomem znajomości języka obcego, technik tłumaczeniowych, wiedzy na temat realiów społecznych, gospodarczych i prawnych kraju, którego języka są tłumaczami przysięgłymi, jak również by – jako osoby zaufania publicznego – spełniali najwyższe standardy moralno-etyczne. W uzasadnieniu projektu podkreśla się, iż jest to bardzo istotne, gdyż państwo, przyznając tłumaczowi uprawnienia do sporządzania tłumaczeń poświadczonych, gwarantuje rzetelność i wiarygodność jego pracy”.
Po drugie – „powodem projektowanych zmian jest fakt, iż w ocenie projektodawców, w trakcie dotychczasowego okresu obowiązywania ustawy o zawodzie tłumacza przysięgłego, uwidoczniły się jej pewne niedociągnięcia w praktycznym stosowaniu, które wymagają korekty”.
Wśród najistotniejszych zaproponowanych zmian należy wymienić:
- nadanie ministrowi sprawiedliwości szerokich uprawnień w zakresie wymierzania kar za naruszanie zasad wykonywania zawodu tłumacza przysięgłego; projekt przewiduje kary w formie decyzji administracyjnej, w tym upomnienie, naganę oraz odebranie uprawnień zawodowych, z możliwością ubiegania się o ponowne ich uzyskanie nie wcześniej niż po upływie dwóch lat (art. 1 pkt 10 projektu);
- uchylenie rozdziału 4 ustawy „Odpowiedzialność zawodowa tłumaczy przysięgłych”, w którym określono rolę i zadania Komisji Odpowiedzialności Zawodowej (art. 1 pkt 14 projektu) – czyli faktyczna likwidacja samorządu zawodowego;
- zniesienie kadencyjności członków Państwowej Komisji Egzaminacyjnej i zwiększenie kompetencji ministra sprawiedliwości, poprzez przyznanie mu prawa do odwołania członków Komisji w każdym czasie – czyli zapewnienie sobie pełnej dyspozycyjności członków tej Komisji;
- powierzenie obowiązków kontrolnych wobec tłumaczy mieszkających za granicą odpowiednim konsulom, co powoduje nie tylko wypaczenie roli konsula, lecz także może faktycznie ograniczać zagwarantowane traktatowo prawo swobody poruszania się i wykonywania zawodu na terenie wszystkich krajów Unii;
- zaostrzenie obowiązujących obecnie kryteriów niekaralności wobec kandydatów na tłumaczy przysięgłych (wprowadzenie wymogu całkowitej niekaralności, podczas gdy obecnie tłumaczem przysięgłym może zostać osoba, która nie była karana za przestępstwo umyślne, przestępstwo skarbowe lub za nieumyślne przestępstwo przeciwko bezpieczeństwu obrotu gospodarczego); byłby to zatem przejaw dyskryminacji kandydatów w stosunku do obecnych tłumaczy przysięgłych;
- wprowadzenie wymogu posiadania przez tłumaczy nieposzlakowanej opinii (projekt przewiduje upoważnienie ministra sprawiedliwości do wydania, w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw wewnętrznych, rozporządzenia określającego sposób i tryb oraz zakres uzyskiwania przez organy policji informacji o kandydacie na tłumacza przysięgłego oraz wzór kwestionariusza tej informacji) – czyli zamiast stwarzać warunki do profesjonalizacji zawodu i wypracować obiektywne kryteria oparte na jakości i doświadczeniu, wprowadza się weryfikację uznaniową i płynne kryteria moralno-etyczne (potwierdzane np. w toku pogaduszek dzielnicowego z sąsiadami – czyli mniej lub bardziej kompetentnego funkcjonariusza z mniej lub bardziej obiektywnymi znawcami i sędziami charakteru kandydata);
- rozszerzenie katalogu przesłanek skutkujących skreśleniem tłumacza przysięgłego z listy o prawomocne skazanie za umyślne przestępstwo lub umyślne przestępstwo skarbowe, co jest oczywiście słuszne;
- zwiększenie liczby sytuacji, w których minister sprawiedliwości zawiesza już ustanowionego tłumacza przysięgłego w wykonywaniu czynności; w miejsce dotychczasowego fakultatywnego charakteru tej regulacji projekt wprowadza obligatoryjne przyczyny wydania decyzji o zawieszeniu, z których niektóre (ubezwłasnowolnienie, choroba, wniosek tłumacza przysięgłego) są oczywiście słuszne, a inne (niezgłoszenie zmiany danych osobowych, wszczęcie postępowania o umyślne przestępstwo) są co najmniej dyskusyjne, gdyż mają znamiona dyskryminacji w stosunku do innych grup zawodowych i przesądzania z góry o winie oskarżonego;
- poszerzenie kręgu podmiotów, które mogą uzyskać wpis na listę tłumaczy przysięgłych o obywateli Konfederacji Szwajcarskiej – słusznie;
- zniesienie wymogu posiadania przez osoby ubiegające się o ustanowienie tłumaczem przysięgłym wykształcenia filologicznego (magisterskiego lub podyplomowego), co jest oczywiście postulatem dyskusyjnym, jeżeli jednocześnie nie stwarza się innych mechanizmów umożliwiających wiarygodną weryfikację kandydatów na tłumaczy różnych języków i legitymujących się różnymi kwalifikacjami.
Projekt został niespodziewanie wycofany przez projektodawców. Jakie były, Pani zdaniem, tego powody?
– Nie znam powodów wycofania tego projektu, ale mam nadzieję, że jest to skutek dogłębnych analiz i przemyśleń, wsłuchania się w głosy środowiska, uwzględnienia bardziej wyważonego stanowiska rządu i niechęci do forsowania kolejnego bubla prawnego.
Czy w projekcie znalazły się jednak jakieś rozwiązania, które z Pani perspektywy były właściwe?
– Oczywiście, że tak. Niektóre z proponowanych zmian w dyskutowanym niedawno projekcie były bardzo potrzebne i rozsądne (jak choćby możliwość zawieszania działalności na wniosek samego tłumacza, wprowadzenie możliwości zwrotu kosztów podróży itp.). Inne są jednak bardzo kontrowersyjne lub dyskusyjne, np. propozycja zniesienia wymogu ukończenia studiów filologicznych lub podyplomowych studiów w zakresie tłumaczenia dla wszystkich języków (a nie tylko tych rzadkich) musi być poprzedzona szerszą dyskusją na temat kryteriów weryfikacji. Może bowiem skutkować obniżeniem jakości tłumaczeń przysięgłych z najbardziej popularnych języków, jeżeli nie wypracuje się jednocześnie skutecznego systemu weryfikacji umiejętności kandydatów do zawodu. Proponowana zmiana jest podyktowana brakiem tłumaczy przysięgłych tzw. języków rzadkich. Można zrozumieć chęć zaspokojenia palącej potrzeby sądownictwa i tzw. organów, ale nie ma sensu wylewać dziecka z kąpielą.
Czy nowelizacja ustawy nie narzucała niepotrzebnych ograniczeń w działalności tłumaczy przysięgłych?
– Mam wrażenie – i zdaje się to potwierdzać stanowisko rządu – że dążenie projektodawców do podkreślenia roli służebnej zawodu tłumacza przysięgłego, jako zawodu pozostającego w ścisłym związku „z szeroko pojętym wymiarem sprawiedliwości”, wynika zwyczajnie z nieznajomości realiów rynkowych i specyfiki tego zawodu. Trzeba sobie bowiem uświadomić, że:
- po pierwsze, głównymi klientami większości tłumaczy przysięgłych są biura tłumaczeń, firmy i osoby fizyczne, natomiast wymiar sprawiedliwości i tzw. organy stanowią zaledwie ułamek klientów i niewielu tłumaczy przysięgłych obsługuje głównie ten segment rynku;
- po drugie, tłumacze przysięgli wcale niekoniecznie pracują zawodowo jako tłumacze, a jeżeli nawet, to rzadko kiedy zajmują się tłumaczeniami poświadczonymi jako główną dziedziną swojej aktywności zawodowej (najczęściej tłumaczenia poświadczone stanowią jakiś odsetek zleceń realizowanych dla wielu różnych klientów);
- po trzecie, nie wolno ignorować faktu, że zawód ten ma obecnie ściślejszy związek z gospodarką (wszelkie umowy, potwierdzenia transakcji, certyfikaty dla celów podatkowych, dokumenty importowo-eksportowe itp.), edukacją (świadectwa, dyplomy, dokumenty nostryfikacyjne), nauką (patenty, badania kliniczne itp.), prawem i administracją (akty notarialne, akty zgonu, małżeństwa, testamenty, dokumentacja spadkowa, protokoły itp.), medycyną (wyniki badań, historia choroby, dokumentacja dopuszczająca leki do obrotu itp.) itd.
Dziedziny niezwiązane z wymiarem sprawiedliwości, a stanowiące obszar działalności tłumaczy przysięgłych, można wymieniać bez końca, ponieważ tłumacze zajmują się po prostu wszystkimi dziedzinami życia, które wymagają z różnych względów tłumaczeń poświadczonych. A więc definiowanie zawodu tłumacza przysięgłego jako związanego głównie z „szeroko pojętym wymiarem sprawiedliwości” jest szkodliwym mitem, bo wypacza faktyczną rolę tego zawodu i skutkuje regulacjami, które zwyczajnie nie przystają do realiów. W efekcie, zamiast odnieść się do obowiązujących norm europejskich, kodeksów zawodowych, najlepszych praktyk branżowych i wzorców z innych krajów, projektodawcy robią kilka kroków wstecz i pod pretekstem traktowania tłumacza przysięgłego jako osoby zaufania publicznego i zwiększenia wymagań moralno-etycznych próbują przemycić szereg nadmiernie restrykcyjnych instrumentów kontroli i nacisku na tłumaczy przysięgłych ze strony organów sprawiedliwości Po to, by ułatwić życie urzędnikom i tzw. organom oraz umożliwić pozyskiwanie tłumaczy do pracy w trudnych warunkach za zaniżone stawki. W procesie tym zupełnie pomija się fakt, że tłumacze przysięgli odgrywają bardzo istotną rolę w obrocie gospodarczym (nie tylko lokalnym, lecz także z zagranicą), większość zleceń realizują zaś na potrzeby rynku, a nie organów. Ustawodawca powinien to uwzględniać. Ponadto należy pamiętać: dobry tłumacz wcale niekoniecznie musi być tłumaczem przysięgłym. Jestem tłumaczem przysięgłym od wielu lat i szkolę tłumaczy, więc z doświadczenia wiem, że do zdobywania uprawnień wcale niekoniecznie garną się ci najlepsi i najbardziej doświadczeni. Natomiast do nadmiernie uciążliwych procedur i restrykcji z pewnością dostosują się najszybciej tłumacze niedoświadczeni lub słabi, bo tłumacze specjaliści wcale nie muszą się na wszystko zgadzać za wszelką cenę.
Tak więc sam rynek i mechanizmy samorządowe to znacznie skuteczniejszy regulator. Obecna ustawa i istniejące mechanizmy rynkowe zapewniają możliwość weryfikacji rzetelności i wiarygodności pracy tłumaczy, a nadmierna biurokracja i kontrola mogą raczej przynieść skutki odwrotne od zamierzonych.
Jakie istotne problemy występują przy prowadzeniu działalności tłumaczy w oparciu o dotychczas obowiązującą ustawę?
– Biorąc pod uwagę dyskusje, które środowisko prowadzi od kilku lat, i ducha proponowanej nowelizacji, problem chyba leży w istocie gdzie indziej. „Pewne niedociągnięcia, które uwidoczniły się w trakcie dotychczasowego okresu obowiązywania ustawy o zawodzie tłumacza przysięgłego”, wspomniane w uzasadnieniu projektu, nie mają bezpośredniego związku z proponowanymi restrykcjami. Natomiast impulsem do tychże propozycji, mających na celu absolutne uzależnienie tłumaczy od organów, są nie tyle przypadki braku profesjonalizmu samych tłumaczy, ile merytoryczne niedociągnięcia istniejącej ustawy i konsekwencje złego traktowania tłumaczy przysięgłych przez organy. Nagminnie bowiem powołuje się tłumaczy do pracy bez jakiejkolwiek próby uzgodnienia terminów, w dowolnych miejscach, często w bardzo trudnych warunkach, co oczywiście nie znajduje odzwierciedlenia w stawkach dla organów (które nie dość, że regulowane, to jeszcze na dodatek od kilku lat nie były indeksowane). Do tego dochodzi często brak możliwości przygotowania się do bardzo jednak specjalistycznej i stresującej pracy, ewidentny brak uregulowań w sprawie zwrotu kosztów dojazdu powodujący niemożność ich odzyskania, nagminne niepłacenie tłumaczom przysięgłym w przyzwoitym terminie (tłumacze często czekają na swoje wynagrodzenie miesiącami, a czasem latami, i muszą upominać się dziesiątki razy, zanim uzyskają zapłatę, czego sama wielokrotnie doświadczyłam). A także nagminne niepłacenie tłumaczom podatku VAT przez organy, pomimo tego, że odrębne przepisy zobowiązują ich do jego naliczenia i odprowadzenia.
To wszystko sprawia, że tłumacze przysięgli coraz częściej bronią się i zaczynają unikać świadczenia usług na rzecz organów na każde żądanie i bez względu na okoliczności. A w konsekwencji organy te postanowiły „zdyscyplinować” tłumaczy przysięgłych i uzależnić ich od siebie jeszcze bardziej – w sensie formalnym – zamiast po prostu naprawić błędy ustawy, płacić im w miarę godziwie i traktować po ludzku.
Jakie kwestie zostały według Pani pominięte przez projektodawców?
– Faktycznie jest wiele zagadnień, które w ogóle nie zostały poruszone w projekcie nowelizacji. Moim zdaniem, a także zdaniem członków Polskiego Stowarzyszenia Biur Tłumaczeń, które mam zaszczyt reprezentować, nowelizacja Ustawy o zawodzie tłumacza przysięgłego powinna przede wszystkim uwzględnić szereg bardzo ważnych czynników branżowych i ekonomicznych.
Po pierwsze, ustawa nie przewiduje wykorzystania podpisu elektronicznego do poświadczenia tłumaczeń przysięgłych, pomimo istnienia przepisów, które takie rozwiązanie jak najbardziej umożliwiają. Skoro od tłumacza przysięgłego wymaga się specjalizacji w bardzo ścisłych dziedzinach, dlaczego klient z Lublina nie może zlecić tłumaczenia o budowie statków najlepszemu specjaliście w tej dziedzinie tylko dlatego, że ten mieszka w Gdańsku? Bardzo dużo czasu i pieniędzy marnujemy na drukowanie ton papieru, stemplowanie i podpisywanie każdej kartki, a potem wysyłanie dokumentów po całym kraju w tę i z powrotem (a czasem za granicę) kurierem.
Po drugie, ustawa ciągle zakłada, że tłumacz przysięgły zna się na wszystkim, od specyfikacji systemów IT w bankowości, poprzez skargi do Trybunału w Strasburgu, aż po metody chemioterapii w leczeniu raka piersi i obrabiarki numeryczne. W dzisiejszych czasach to oczywiście niemożliwe. Profesjonalni tłumacze i biura tłumaczeń specjalizują się w określonych dziedzinach, bo tylko wtedy są w stanie je wystarczająco dobrze poznać i świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Jeśli tłumacz przysięgły przyjmuje tłumaczenia z każdej dziedziny i nie wykorzystuje najnowszych osiągnięć techniki, to skutki są opłakane.
Po trzecie, ustawa zakłada, że tłumacze przysięgli są nieomylni, i nie przewiduje jakiejkolwiek weryfikacji tłumaczeń przez niezależnych weryfikatorów, ekspertów ani współpracy tłumacza przysięgłego z kimkolwiek przy sporządzaniu tłumaczenia. Są to założenia przedpotopowe i niezgodne z obowiązującymi w naszej branży od lat normami (np. PN-EN 15038) i najlepszymi praktykami. W profesjonalnych biurach tłumaczeń taka weryfikacja i współpraca z ekspertami jest standardem. Niezależni weryfikatorzy porównują tekst tłumaczenia i oryginału, wychwytując niezgodności merytoryczne i błędy językowe, a eksperci branżowi konsultują kwestie wchodzące w zakres ich specjalizacji. Zgodnie z obowiązującą od 2006 r. normą europejską PN-EN 15038, dotyczącą usług tłumaczeniowych, taka weryfikacja i konsultacja należą do podstawowych obowiązków każdego tłumacza i biura (tzw. zasada czterech oczu). Nie rozumiem, dlaczego te podstawowe zasady profesjonalizmu nie miałyby obowiązywać również tłumaczy przysięgłych, od których powinniśmy wymagać przecież spełniania ponadprzeciętnych standardów.
Czy mogłaby Pani rozwinąć wątek związany ze zwiększaniem uprawnień ministra sprawiedliwości w stosunku do tłumaczy przysięgłych?
– Mnie osobiście najbardziej zbulwersowały trzy propozycje projektodawców.
Pierwsza – to propozycja weryfikowania „nieposzlakowanej opinii” kandydata na tłumacza w drodze rozpytywania sąsiadów przez funkcjonariuszy policji. Nie tylko dlatego, że jest to metoda z zamierzchłych czasów i zupełnie nieobiektywna, a na dodatek podatnik ma za to płacić. Bo przecież fakt, że tłumacz hoduje gołębie lub opala się nago w ogródku, może budzić u jego sąsiadów negatywne emocje, ale niekoniecznie ma związek z jego kwalifikacjami językowymi i specjalizacją tłumaczeniową. Propozycja ta zakrawa na orwellowski absurd i jest przejawem typowo urzędniczej tendencji do ingerowania w życie prywatne i zawodowe obywateli (w tym przypadku tłumaczy, którzy przecież wcale niekoniecznie muszą zajmować się zawodowo tylko i wyłącznie tłumaczeniami poświadczonymi).
Druga – to nadanie ministrowi sprawiedliwości nadmiernie szerokich uprawnień w zakresie kontrolowania, karania i zawieszania tłumaczy przysięgłych w uprawnieniach, przy jednoczesnym wyeliminowaniu organu samorządowego, czyli Komisji Odpowiedzialności Zawodowej. To kolejny przejaw urzędniczej nadgorliwości w regulowaniu wszelkich aspektów życia społecznego i gospodarczego odgórnie, bez uwzględnienia głosu jakichkolwiek samorządów, praktyk branżowych i praw wolnego rynku.
Trzecia – to brak uwzględnienia roli tłumaczy na rynku komercyjnym i realiów oraz standardów obowiązujących na tym rynku. Czytając ten projekt, miałam nieodparte wrażenie, że nikomu nie zależy na tym, żeby dostosować nasze prawo w tym zakresie do najlepszych wzorców ani postawić na obiektywny profesjonalizm i kwalifikacje, bo przebija się w tej noweli nie tylko niepotrzebny rygoryzm, lecz także stara urzędnicza maksyma „mierny, bierny, ale wierny” oraz brak szacunku do tej grupy zawodowej i jej partnerskiego traktowania w procesie legislacyjnym.
Jak wygląda obecnie współpraca tłumaczy przysięgłych z sądami? Jak często ich się angażuje?
– Wraz z dynamicznym rozwojem naszego kraju i jego integracją ze strukturami Unii i procesami globalnymi zarówno wymiar sprawiedliwości, jak i inne organy (prokuratura, policja, straż graniczna) zmuszone są coraz częściej korzystać z usług tłumaczy przysięgłych (wzrasta też zapotrzebowanie na tzw. rzadkie języki). Jednak większość urzędników nie wie, albo woli nie wiedzieć, że całkowity udział zapotrzebowania organów na usługi tłumaczy przysięgłych w całym rynku tłumaczeń poświadczonych jest faktycznie znikomy i kształtuje się na poziomie kilkunastu procent (tak wykazują coroczne badania rynku przeprowadzane we współpracy z PSBT). Jak już wcześniej wspomniałam, faktycznym odbiorcą tłumaczeń poświadczonych jest szeroko pojęty rynek.
W praktyce organy powołują tłumaczy na różne sposoby. Zdarzają się uprzednie telefony i próby uzgodnienia dyspozycyjności i zlecenia, które przebiegają jak najbardziej prawidłowo. Jednak często dochodzi do sytuacji, gdy tłumacz (który z reguły wykonuje zawodowo zupełnie inną pracę, i to często na etacie) zostaje powiadomiony listem poleconym, że ma się stawić w sądzie takim a takim, w miejscowości X (czasami na drugim końcu Polski, bez możliwości ubiegania się o zwrot kosztów przejazdu, noclegu i podatku VAT) w charakterze biegłego lub po prostu dostaje pocztą dokumenty do tłumaczenia z narzuconym terminem dostawy – zazwyczaj takim, który wydał się stosowny pani w sekretariacie sądu lub prokuratury. W takiej sytuacji na tłumaczu spoczywa ciężar udowodnienia, że zachodzą ważne przyczyny odmowy wykonania pracy.
Polityka organów i niskie stawki doprowadziły do sytuacji, w której sądy zaczęły nawet wzywać biura tłumaczeń do wykonania na ich rzecz nieodpłatnej usługi wskazania i podania danych tłumaczy określonych języków (mieliśmy takie przypadki w PSBT). Często zdarzają się również nieprawidłowości w przetargach organizowanych przez ministerstwa czy urzędy publiczne. Zgodnie z SIWZ, biura tłumaczeń są w nich zobowiązywane do dostarczenia w ramach obsługi tłumaczeń poświadczonych po stawkach urzędowych (czyli za darmo, bo nie uwzględnia się kosztów ich pozyskania i marży) albo nawet poniżej tych stawek (w takich przypadkach urząd, nie mogąc samemu zlecać tłumaczeń po stawkach niższych niż urzędowe, próbuje przerzucić ten obowiązek na prywatne podmioty). Takie działania się niestety zdarzają i najlepiej ilustrują ambiwalentne i koniunkturalne podejście urzędników do obowiązujących przepisów i reguł wolnorynkowych.
Za przejaw jawnej niesprawiedliwości i dyskryminacji tłumaczy przysięgłych można także uznać sprawę naliczania, a właściwie odliczania podatku VAT, o który tłumacze przysięgli, będący płatnikami podatku VAT, muszą od lat pomniejszać swoje wynagrodzenie, gdy realizują zlecenia na rzecz wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. Stawki dla tzw. organów, niskie w porównaniu ze stawkami wolnorynkowymi i w dodatku przez ponad cztery lata zamrożone, były jeszcze pomniejszane o wymiar podatku VAT.
Trudno się dziwić w tej sytuacji, że wymiar sprawiedliwości i organy ścigania mają problemy z „wezwaniem” tłumaczy przysięgłych np. na rozprawę, i taka nowelizacja tego problemu wcale nie rozwiąże.
Rażąco niskie stawki ustawowe za tłumaczenia pisemne i ustne, brak jakichkolwiek dodatków za czas poświęcony na przygotowanie się do tłumaczenia ustnego, za pracę w trybie przyśpieszonym, za tłumaczenie tekstów bardzo trudnych merytorycznie, brak ustaleń co do wynagrodzenia za czas dojazdu na miejsce tłumaczenia, sporządzanie kopii tłumaczenia, wydłużony czas oczekiwania na zapłatę, nie tylko zniechęcają do dalszej współpracy, lecz także budzą ogólne oburzenie środowiska.
Wielokrotnie wyższe stawki wolnorynkowe, np. za tłumaczenie ustne, pisemne, tłumaczenia w trybach przyśpieszonych, w godzinach nocnych, w niedziele i święta itp. powodują określoną reakcję środowiska, przywołują także porównanie z dużo wyższym wynagrodzeniem np. adwokatów czy innych biegłych biorących udział w tych samych postępowaniach.
Czy obecny wymóg ukończenia studiów filologicznych lub podyplomowych studiów tłumaczeniowych ogranicza dostęp do zawodu?
– Ten wymóg rzeczywiście ogranicza dostęp do zawodu w niektórych grupach językowych i ustawa faktycznie powinna przewidzieć alternatywny system weryfikacji dla pewnych języków i pewnych sytuacji. W innych krajach odbywa się to np. poprzez obowiązek udokumentowania doświadczenia zawodowego, odbycia stażu przy tłumaczu przysięgłym lub po prostu zdanie egzaminu i kombinacja tych metod jest najbardziej obiektywnym kryterium weryfikacji.
Inną sprawą jest, że dalej nie bierze się w ogóle pod uwagę możliwości wprowadzenia dodatkowego wymogu zdobywania doświadczenia pod okiem doświadczonych kolegów (staży zawodowych) i wiarygodnych referencji, co jest również słabością tego systemu.
W jakim kierunku według Pani pójdą zmiany?
– Nie potrafię tego przewidzieć, bo życie nauczyło mnie, że w Polsce wszystko jest możliwe. Jednak wiem, że dotychczasowy kierunek nowelizacji jest ślepą uliczką i mam ogromną nadzieję, że w końcu ktoś zainteresuje się specyfiką tego zawodu i realiami rynkowymi, a następnie pochyli się nad tą ustawą i wykona pracę bardzo potrzebną naszemu środowisku i rynkowi.
Ustawa o tłumaczach przysięgłych wymaga bowiem pilnego dostosowania do współczesnych realiów, nie zaś zaostrzania kontroli nad tłumaczami, którzy z różnych przyczyn nie zawsze mogą współpracować z organami publicznymi. Nie pomoże w tym zwiększanie uprawnień ministra sprawiedliwości (czyli urzędników) kosztem zdroworozsądkowych rozwiązań zmierzających do unowocześnienia całego systemu i dostosowania przepisów i oczekiwań do realiów rynkowych i potrzeb całego społeczeństwa.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Płociniczak