Kto zawinił, że w polskich wersjach unijnych dokumentów znalazły się setki błędów? Tłumacze wskazują na UKIE, które wybrało w przetargu nieznaną na polskim rynku firmę translatorską. – Jesteśmy czyści – odpiera Urząd i firma, która przetłumaczyła większość dokumentacji.
O niechlujnych tłumaczeniach unijnego prawa „Gazeta" pisała w styczniu. Na stronach UKIE znaleźliśmy kilkaset sprostowań polskich wersji unijnych przepisów. Niektóre błędy całkowicie zmieniają sens przepisu. Jest ich tyle, że prawnicy boją się korzystać z polskich tekstów.
Po naszej publikacji zgłosili się tłumacze, zarzucający UKIE „ustawianie" przetargów pod nieznaną wcześniej na polskim rynku firmę Euroscript.
– Firma miała tylko siedzibę, nie miała własnych tłumaczy. Nie spełniała zawartego w warunkach przetargu wymagania trzech lat doświadczenia na polskim rynku – opowiada Agnieszka Hein, szefowa Polskiego Stowarzyszenia Biur Tłumaczeń i członek zarządu agencji MAart, która bez powodzenia konkurowała z Euroscriptem.
Złożony przez MAart protest nie został przyjęty, Urząd Zamówień Publicznych dostał go dzień po terminie. – Spóźniliśmy się, bo odpowiedzialny za przetargi w UKIE Jerzy Mrygoń przekonywał nas, żebyśmy nie składali protestu. Mówił, że będą kolejne przetargi i jeszcze będziemy mieli szansę wygrać – mówi „Gazecie" Hein.
Ale w specyfikacjach późniejszych przetargów UKIE zamiast wymogu doświadczenia w tłumaczeniu pojawia się obowiązek posiadania wydań drukarskich unijnych Dzienników Urzędowych lub ich postaci elektronicznej. – Druki zajęłyby powierzchnię sporego mieszkania i były w Polsce nieosiągalne, a wersja elektroniczna kosztowała ponad 1000 euro – denerwuje się Agnieszka Hein.
Kontrakt gigant dla Euroscriptu
MAart spełniła i ten wymóg, ale Euroscript przebił konkurentów, oferując najniższą cenę i wygrał kontrakt gigant: 27,5 tys. stron tłumaczenia unijnych przepisów na polski. Dodatkowo obiecał, że skróci terminy. Tłumacze protestowali: tak dużego zamówienia nie da się zrobić dobrze za tak niską cenę.
Później UKIE dawał Euroscriptowi zamówienia z wolnej ręki – w tym oburzające tłumaczy zamówienie na weryfikację 55 tys. stron przepisów za 6 mln zł. To daje ponad 100 zł za stronę (na warszawskim rynku cena tłumaczenia to 40–60 zł. Za weryfikację płaci się połowę).
– To nieporozumienie, cena odnosi się do jednej strony aktu prawnego w Dzienniku Urzędowym UE, co odpowiada dwóm stronom tłumaczenia – wyjaśnia UKIE.
Euroscript się broni
Euroscript Polska to oddział firmy z Luksemburga, która od lat zajmuje się unijnymi tłumaczeniami. W lipcu 2001 r. została zarejestrowana w Polsce. A już trzy miesiące później dostała od UKIE dwa zlecenia na tłumaczenie około 10 tys. stron unijnych przepisów.
Euroscript przekonał do siebie UKIE, dostarczając umowę, w której firma matka z Luksemburga przekazała mu swoje doświadczenie.
– Przecież chodziło nie tylko o doświadczenie w tłumaczeniu. Kilkadziesiąt tysięcy stron dokumentów w ciągu 2,5 roku to potężne przedsięwzięcie finansowe i organizacyjne! Euroscript Luksemburg tłumaczy unijne prawo od 1987 r. UKIE uznał, że to doświadczenie wystarczy – przekonuje Szymon Malecki, dyrektor Euroscript Polska.
Odpiera zarzut braku zaplecza i stworzenia firmy „pod przetargi UKIE". – Już półtora roku wcześniej ludzie z centrali w Luksemburgu zaczęli badać rynek i tworzyć bazę danych tłumaczy. Badaliśmy możliwości pozyskania pierwszych klientów w Polsce, nie tylko w administracji. W maju 2000 r. nie znaliśmy przecież planów UKIE – mówi Malecki.
Nasi rozmówcy zwracają jednak uwagę, że Euroscript już po wygraniu przetargów szukał osób, które podjęłyby się tłumaczenia – m.in. przez studenckie biura karier.
Malecki przyznaje, że firma zatrudniała sporo młodych ludzi. – Absolwentów prawa, filologii, ale też doświadczonych tłumaczy, specjalistów z różnych dziedzin. Mieliśmy bardzo surowy, kilkuetapowy proces rekrutacyjny i wybraliśmy najlepszych. A przy weryfikacji aktów prawnych współpracowali z nami wybitni specjaliści m.in. prof. Jan Barcz i prof. Artur Nowak-Far.
– Ale błędy to fakt. Czy czujecie się za nie odpowiedzialni? – Przecież nie tłumaczyliśmy wszystkich unijnych przepisów, przetargi wygrywały też inne firmy – broni się Malecki. – A po tym, jak oddajemy tłumaczenie zamawiającemu, jest jeszcze kilka urzędowych stopni weryfikacji.
Zarzutom nieprawidłowości przy organizowanych przetargach stanowczo zaprzecza też UKIE: – Euroscript wygrywał, bo oferował najlepszy bilans jakości wobec ceny – odpowiada nam biuro prasowe urzędu.
Tłumacze: co robić
– Co najmniej od połowy lat 90. było wiadomo, że do Unii wejdziemy, ale nikomu nie zależało na przygotowaniach – mówi Marek Czepiec, tłumacz, w latach 1999–2004 r. pracujący m.in. dla UKIE i kilku ministerstw. – Kiedy w końcu urzędnicy się obudzili, w większości powierzono tłumaczenia i weryfikację ludziom niekompetentnym, co widać po efektach.
Maciej Górka, szef nieistniejącego już w UKIE departamentu tłumaczeń, w lipcu 2003 r. opowiadał „Gazecie Prawnej", że za tłumaczenia unijnych przepisów odpowiadały na początku poszczególne resorty. Ale w 2001 r. okazało się, że z 80 tys. stron aktów prawa unijnego resorty przetłumaczyły tylko około 20 tys. Wtedy UKIE zabrał się za organizowanie przetargów.
Tłumacze wskazują, że efekt tego pospolitego ruszenia widać do dziś. Podkreślają, że nie zależy im na udowodnieniu nieprawidłowości ani na ukaraniu winnych. Ale chcą wyciągnięcia wniosków. Zarzucają kolejnym rządom zaniedbania w przygotowaniu do tłumaczenia prawa europejskiego.
Według Marka Czepca poważne błędy można znaleźć nie tylko w polskich wersjach wspólnotowych aktów prawnych ale, co gorsza, w wiążących Polskę umowach międzynarodowych (takich jak Traktat Akcesyjny czy kluczowe porozumienia zawarte w ramach Światowej Organizacji Handlu).
Na przyszłość Czepiec proponuje zwiększenie uprawnień Rządowego Centrum Legislacji. Miałoby nadzorować merytorycznie tłumaczenia, ustalać obowiązującą terminologię i opracować ramowe warunki przetargów na tłumaczenia, które obowiązywałyby każdy urząd.
Politycznym hitem ostatnich tygodni są błędy znalezione w polskim tłumaczeniu unijnego traktatu konstytucyjnego. Opozycja wykorzystuje każdą okazję, żeby przypomnieć o nich rządowi. UKIE i MSZ bagatelizują sprawę: – Za tłumaczenia odpowiada Sekretariat Generalny Rady Unii Europejskiej i władze włoskie, które są depozytariuszem traktatu. Rząd był tylko konsultantem polskiej wersji językowej. Już niedługo prześlemy Włochom wniosek o poprawienie tłumaczenia – zapowiedział w środę w Senacie wiceminister spraw zagranicznych Jan Truszczyński.