Obcy język polski

Język polski znajduje się podobno w pierwszej dziesiątce najtrudniejszych języków świata. Zasłużył sobie na to miejsce dzięki skomplikowanej gramatyce, mnogości najróżniejszych końcówek fleksyjnych, rojącej się od wyjątków ortografii i szeleszczącej wymowie. A jednak są cudzoziemcy, którzy chcą się uczyć polskiego.

Z roku na rok przybywa w naszym kraju gości z zagranicy, co wiąże się też ze zwiększeniem popularności języka polskiego wśród cudzoziemców. W samej Warszawie istnieje już kilkanaście szkół językowych oferujących kursy polskiego, a ich liczba cały czas rośnie. O ile przed rokiem ’89 zawód lektora języka polskiego mógł się wydawać nieco egzotyczny, o tyle teraz zaczyna go wykonywać coraz więcej osób, nie tylko absolwentów filologii polskiej.

Z czym muszą się zmierzyć osoby pragnące poznać język Mickiewicza i ich nauczyciele? Bez wątpienia dla obu stron nauka polskiego może być nie lada wyzwaniem. Weźmy na przykład liczebniki. W języku angielskim istnieje tylko jedna forma liczebnika dwatwo – używana w takiej właśnie postaci we wszelkich kontekstach. W polskim musimy uwzględnić rodzaj (mówimy dwaj mężczyźni lub dwóch mężczyzn, ale dwie kobiety i na dokładkę dwa okna i dwoje dzieci) oraz przypadek (mówimy: widzę dwóch mężczyzn, ale widziałem się z dwoma mężczyznami), co summa summarum, z uwzględnieniem różnych oboczności, daje nam aż dziesięć form, z których w dodatku wiele dubluje się w różnych kontekstach (jak wytłumaczyć cudzoziemcowi, że liczebnik dwóch w zdaniu Dwóch mężczyzn szło i Nie rozmawialiśmy o tamtych dwóch paniach to tak naprawdę dwie różne formy gramatyczne?…). To jeszcze nie koniec. Przejdźmy do składni. Jeden samochód jechał – proste. Dwa, trzy, cztery samochody jechały – zrozumiałe. Pięć samochodów jechało – zaczynają się schody. Większości cudzoziemców zupełnie nielogiczne wydaje się łączenie liczebników większych niż pięć z rzeczownikiem w dopełniaczu i orzeczeniem w rodzaju nijakim. Jak to: dwóch mężczyzn stało? Mężczyzna i orzeczenie rodzaju nijakiego – to zupełnie jakby mężczyzna był w polszczyźnie zrównywany z krzesłem albo mydłem. Dwóch mężczyzn stali byłoby bardziej do przyjęcia.

Takie przykłady można mnożyć (weźmy na przykład miejscownik, w którym wiele wyrazów wykazuje zadziwiającą skłonność do wymieniania niektórych liter na inne – mówimy wszak tam idzie ten oszust, ale nie myśl o tym oszuście) i nic dziwnego, że chęć opanowania polskiego może przyprawić cudzoziemca o siwiznę, a od jego lektora wymaga iście lisiej przebiegłości. Sprowadza się ona do tego, by „zatajać” przed uczniami niektóre fakty, a inne podawać z dużą dozą ostrożności, należycie stopniując trudności. Oznacza to na przykład tyle, że na początku nauki w zupełności wystarczy, jeśli poinformujemy cudzoziemca o jednym tylko – łatwiejszym – sposobie tworzenia czasu przyszłego: połączeniu odpowiedniej formy czasownika być z bezokolicznikiem (np. będę jechać). Na naukę form typu będę jechał i będę jechała przyjdzie czas później…

Jak widać, w starciu z polszczyzną nawet najbardziej zdeterminowany uczeń może się poczuć zdezorientowany. Często więc lektor dwoi się i troi, by zmotywować swoich pupili do nauki i nie pozwolić im popaść w zniechęcenie.

A jak zdemotywować początkującego obcokrajowca? Na przykład dać mu do przeczytania wierszyk…

Chrząszcz

Trzynastego, w Szczebrzeszynie chrząszcz się zaczął tarzać w trzcinie.
Wszczęli wrzask Szczebrzeszynianie: Cóż ma znaczyć to tarzanie?!
Wezwać trzeba by lekarza, zamiast brzmieć, ten chrząszcz się tarza!
Wszak Szczebrzeszyn z tego słynie, że w nim zawsze chrząszcz brzmi w trzcinie!

A chrząszcz odrzekł niezmieszany:
Przyszedł wreszcie czas na zmiany!
Drzewiej chrząszcze w trzcinie brzmiały, teraz będą się tarzały.

Category: