Po co komu PowerPoint?

Każdy, kto choć raz brał udział w konferencji czy szkoleniu, przyzna, że trudno by się było podczas nich obyć bez programu PowerPoint. To dzięki niemu możemy cieszyć oczy wspaniałymi wizualizacjami, które umilają nam nawet najnudniejszy wykład… Ale czy na pewno?

Matthias Pöhm, światowej sławy orator i autor książki Błąd PowerPointa, stawia zgoła odmienną tezę: prezentacje wyświetlane podczas wystąpień odwracają naszą uwagę od rzeczywistego przekazu mówcy i uniemożliwiają emocjonalny odbiór jego słów. Co za tym idzie, stosując prezentację, możemy tak naprawdę zepsuć całe wrażenie, jakie chcielibyśmy wywrzeć na odbiorcach. Jest to tym bardziej pewne, jeśli będziemy usiłowali zamieścić na slajdach zbyt wiele informacji, przez co staną się one nieczytelne i przyczynią się raczej do frustracji odbiorców, którzy nie nadążą z lekturą i dodatkowo będą musieli wybierać między słuchaniem osoby wygłaszającej prezentację a zapoznawaniem się z treścią slajdów. Rada autora Błędu PowerPointa jest tyleż prosta co rewolucyjna: raz na zawsze zrezygnujmy ze slajdów i skupmy się na oddziaływaniu na publiczność słowem i ciekawą opowieścią. Na kilkudziesięciu stronach książki Pöhm przedstawia sposoby na osiągnięcie spektakularnych efektów bez użycia PowerPointa i trzeba przyznać, że potrafi przekonać do siebie czytelnika.

Tezom Matthiasa Pöhma nie sposób odmówić słuszności. Dwa grzechy główne autorów prezentacji – zamieszczanie na slajdach nadmiaru informacji oraz głośne czytanie tekstów widocznych na ekranie – to zapewne zmora większości szkoleń i konferencji. Takie postępowanie faktycznie może sprawić, że nawet najciekawszy temat staje się nie do zniesienia, a publiczność pogrążą się w objęciach Morfeusza. Słuszna wydaje się rada, że jeśli już koniecznie chcemy korzystać z PowerPointa, powinniśmy wykorzystać go jako narzędzie pomocnicze, a nie podporządkowywać mu całą swoją prezentację. Co za tym idzie, zamiast na przykład zamieszczać na slajdzie całą tabelę wyników finansowych firmy, powinniśmy zawrzeć na nich jedynie najważniejsze dane liczbowe i wyświetlać je na ekranie w momencie, gdy o nich wspominamy (ale nie wcześniej, gdyż w przeciwnym razie zepsujemy efekt naszej wypowiedzi). Nie od rzeczy będzie też zamieścić na slajdzie fotografię ilustrującą nasz wywód, z tym że musi ona faktycznie być jakoś związana z tym, co mówimy, a nie dobrana przypadkowo. Zasada jest prosta: to my rządzimy, a nie PowerPoint. To my snujemy wątek naszego wystąpienia i inkrustujemy go w miarę potrzeby trafną wizualizacją, a nie podporządkowujemy się kolejności i zawartości slajdów. Najlepiej jednak byłoby zupełnie zrezygnować z prezentacji komputerowych i zdać się na własne zdolności oratorskie oraz… zwykłą tablicę, na której będziemy mogli na bieżąco zapisywać najważniejsze informacje. Matthias Pöhm jest bowiem ogromnym zwolennikiem flipchartu, czyli tablicy z arkuszami papieru, na której powinniśmy według niego rysować i pisać podczas wygłaszania mowy.

Chciałoby się, by wszyscy prelegenci choć w niewielkim stopniu zastosowali się do tych wskazówek. Wydaje się jednak, że niezależnie od chwytliwości swoich tez, aż takiej rewolucji w stylach prezentacji Pöhm dokonać nie zdoła. Przede wszystkim zapewne nie każdy czuje się na siłach zrezygnować z pomocy, jaką są dla niego slajdy. Po drugie, prezentacje oparte wyłącznie na przekazie werbalnym muszą być jeszcze dokładniej zaplanowane i przemyślane, przez co są bardziej czasochłonne. Po trzecie wreszcie, raczej nie wszystkie tematy można omawiać w taki sposób. Jeśli chcemy oddziałać na publiczność i nakłonić ją do czegoś, wówczas faktycznie warto skupić się wyłącznie na mowie. Jeśli jednak musimy na przykład kogoś czegoś nauczyć czy przekazać ważną, skomplikowaną wiedzę, slajdy wydają się nieodzownym medium. Niezależnie jednak od tych wątpliwości warto się z książką Błąd PowerPointa zapoznać i zrewidować nieco swoje podejście do tego narzędzia.

Kategoria: