zapożyczenia

Co mają ze sobą wspólnego parasol i galantyna?

Język polski pełen jest zapożyczeń z różnych języków. Mamy w polskim wyrazy niemieckie, łacińskie, francuskie, angielskie... Których jest najwięcej? Wydawałoby się, że tych ostatnich – w codziennych rozmowach wciąż słyszymy przecież wtręty z języka angielskiego. Okazuje się jednak, że polski dużo więcej wyrazów zapożyczył z francuskiego. Nasz język liczy nawet dwa razy więcej galicyzmów, bo tak nazywamy wyrazy pochodzenia francuskiego, niż anglicyzmów.

Niektórych z tych słów nie podejrzewalibyśmy nawet o to, że są obcego pochodzenia. Kto by pomyślał, że nazwa jednego z najpopularniejszych polskich ciast – szarlotki – pochodzi od francuskiego imienia Charlotte? Podobnie rzecz ma się z galantyną, mięsnym wyrobem często goszczącym na polskich stołach. Nazwa tego produktu również pochodzi z francuskiego (la galantine) i na dobre zadomowiła się w języku polskim.

Francuskie wpływy językowe widać nie tylko w dziedzinie kulinariów (które to słowo również wydaje się zapożyczeniem od francuskiego przymiotnika culinaire). Wiele przedmiotów, z których korzystamy na co dzień, ma nazwy pochodzące z Francji. Na przykład parasol, za który z pewnością chwycimy przed wyjściem z domu w deszczową pogodę, swą nazwę zawdzięcza francuskiemu le parasol. Co ciekawe, we francuskim słowo „parasol” odnosi się tylko do przedmiotu chroniącego użytkownika przed słońcem. Na ten chroniący przed deszczem jest inna nazwa – le parapluie. Zapożyczeniami z francuskiego jest też kilka wyrażeń, na przykład „ostatni krzyk mody” (fr. le dernier cri de la mode) czy „punkt widzenia” (le point de vue).

A czy język francuski pożyczył sobie jakieś polskie wyrazy? Oczywiście! Polonizmów w języku francuskim nie jest może tak dużo jak galicyzmów w polskim, ale wciąż są obecne i używane. Istnieje na przykład słowo la chapka (od polskiego „czapka”), którym Francuzi określają czapkę uszankę. Innym przykładem jest le baba, które we francuskim nazywa wcale nie kobietę, a ciasto, które po polsku opisalibyśmy raczej jako babkę. Niechlubną dla Polaków etymologię ma również wyrażenie saoul comme un Polonais (dosłownie „pijany jak Polak”), którego Francuzi używają, gdy ktoś przesadzi z alkoholem.

Jak widać, na przestrzeni lat język polski i język francuski nawzajem na siebie wpłynęły. Warto wiedzieć, że wiele używanych przez nas wyrazów wcale nie ma polskiej etymologii. Warto mieć też świadomość, że i francuski zawdzięcza część swojego słownictwa polskim wpływom i brać to pod uwagę w pracy tłumacza.

Olga Awramiuk

 

Źródła:

Code-switching

Jeśli macie rodzinę lub znajomych na przykład w Wielkiej Brytanii, na pewno zdarzyło wam się choć raz zastanawiać w trakcie przysłuchiwania się ich rozmowom, czego właściwie dotyczą.

Język niby ten sam – polski – ale jednak nie całkiem. Nagle w środku zdania pojawiają się niezrozumiałe słowa i wyrażenia –­ ciocia chce odpocząć na kałczu, wujek używa w pracy tubajforów, a kuzynce na wakacjach nad jeziorem dokuczały moskity. Większość z nas spotkała się kiedyś z podobną sytuacją, kiedy krewni lub znajomi z zagranicy posługują się pewnego rodzaju „hybrydą” języka polskiego i innego języka obcego. O ile w przypadku osób mieszkających od niedawna za granicą jest to prawdopodobnie forma zabawy językowej lub dostosowanie komunikacji do nowych realiów, o tyle w przypadku Polonii dwujęzycznej lub długo zamieszkującej dany kraj nie są to zwykłe wtrącenia czy zapożyczenia.

Socjolingwiści nazywają to zjawisko code-switching. Dotyczy ono naprzemiennego posługiwania się różnymi językami, dialektami lub rejestrami języka w obrębie jednej rozmowy, kiedy wszyscy interlokutorzy znają płynnie oba języki, dialekty czy rejestry. Code-switching dotyczy więc osób dwujęzycznych lub wielojęzycznych i występuje raczej w mowie.

Spanglish

Powszechnie takie odmiany języka jak tzw. Spanglish (Spanish + English) – utworzona przez hiszpańskojęzycznych mieszkańców Stanów Zjednoczonych – też często uznajemy za code-switching. W tym miejscu należy jednak rozróżnić code-switching od zapożyczeń. Zapożyczenia są wyrazami pochodzenia obcego, przyswojonymi przez dany język i używanymi przez jednojęzycznych użytkowników tego języka. Code-switching obejmuje wiele poziomów języka, nie tylko leksykę. Odróżniamy matrix language, język dominujący w rozmowie, do którego „przemycamy” elementy drugiego języka, zwanego po angielsku embedded. Zmiana dotyczy całych zdań, części zdania, samych słów, a nawet części słów, na przykład poprzez dodawanie polskich końcówek, jak w przypadku czasownika drajwować (od to drive ­– prowadzić).

Ponglish

Wiele podobnych przykładów występuje w tzw. Ponglish (Polish + English), polskim odpowiedniku Spanglish. Code-switching odbywa się bez pauz, bez zastanawiania się, często nieświadomie. Ponglish natomiast używany jest w dużej mierze na zasadzie świadomej zabawy językiem i niekoniecznie przez osoby, które posługują się płynnie językiem angielskim. Często odnosi się też do języka korporacji.

Sam Ponglish jednak jest także niezmiernie ciekawym zjawiskiem. Język polski jest niezwykle słowotwórczy, praktycznie z każdego słowa można za pomocą przedrostków czy końcówek stworzyć nowe wyrazy lub spolszczyć obce. Dobrym przykładem jest zapożyczenie z języka angielskiego słowa sorry, które następnie w języku potocznym przybrało przeróżne formy – od sorki i sorka po soraski. W Internecie znaleźć można słowniki slangu angielsko-polskiego czy słowniki Ponglish, w których znajdziemy takie wyrażenia i słowa jak ajdi (dowód osobisty), na jardzie (na podwórku za domem), ofisy (biura) czy być na lejofie (być zwolnionym, być na zasiłku dla bezrobotnych). Znacie jakieś ciekawe zapożyczenia z innych języków obcych?

Kamila Król

 

Źródła:
https://www.thoughtco.com/code-switching-language-1689858
http://www.glottopedia.org/index.php/Code-switching
https://owlcation.com/humanities/Code-Switching-Definition-Types-and-Examples-of-Code-Switching

Kilka słów o neologizmach

Język jest żywym organizmem – słyszeliśmy to już niejednokrotnie. Trudno jednak nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, szczególnie w dobie Internetu, kiedy język rozwija się tak prężnie. Słownictwo, którym się posługujemy, jest odpowiedzią na potrzeby wynikające z ciągłych zmian zachodzących głównie w dziedzinie nowych technologii.

Nieustannie tworzymy słowa i wyrażenia lub nadajemy nowe znaczenia istniejącym już słowom, a wiele z powstających neologizmów zapożyczamy z języków obcych, głównie z języka angielskiego. Twórcami takich neologizmów, a szczególnie anglicyzmów, jest w dużej mierze młodzież.

Często neologizmy powstają na potrzeby bieżących wydarzeń, tworzą je media tradycyjne lub użytkownicy mediów społecznościowych. Dobrym tego przykładem jest występująca w języku angielskim tendencja do tworzenia wyrazów zakończonych na –tivism, od słowa activism. Takie wyrazy to na przykład hacktivism – pojęcie odnoszące się do włamywania się w celach politycznych na serwery, aby uzyskać pewne dane – czy ironiczne slacktivism i clicktivism, odnoszące się do osób wyrażających poparcie polityczne w sieci, czyli w sposób wymagający minimalnego wysiłku.

Większość słów powstających w naszych czasach nierozłącznie wiąże się z rzeczywistością wirtualną – powstają one bardzo szybko, nie wszystkie jednak zostają przyswojone przez użytkowników. Wiele z wyrazów, którymi posługujemy się już na co dzień, znalazło się w nowym wydaniu „Wielkiego słownika ortograficznego PWN”. Pojawiły się tam takie hasła jak selfie, stalker czy niekapek. Wiadomo jednak, że słowniki w momencie ich wydania są już praktycznie nieaktualne.

Potrzebę rejestrowania na bieżąco nowych słów dostrzega Obserwatorium Językowe Uniwersytetu Warszawskiego. Jak czytamy na stornie internetowej Obserwatorium, „ich wartość nie polega jedynie na tym, że są nazwami nowych zjawisk, o których i tak wiadomo skądinąd, ale na tym, że jako elementy języka są znakami kultury, a więc dokumentem naszego postrzegania świata, myślenia o nim i odnoszenia się do niego. To, jak ich używamy, mówi tyleż o otaczającej nas rzeczywistości, ile o nas samych i przede wszystkim dlatego zasługuje na uwagę”.

Obserwatorium stworzyło więc projekt, który ma na celu bieżącą publikację nowych wyrazów, zgłaszanych przez samych internautów. Hasło może zgłosić każdy poprzez specjalny formularz. Na stronie, poza słownikiem i „hasłownikiem”, znajdziemy także eseje dotyczące najciekawszych haseł. Poza wyrazami takimi, jak barista czy audiobook, które zdają się już dobrze przyswojone przez użytkowników naszego języka, można znaleźć też mniej oczywiste, jak na przykład movieoke, elcede czy ripować.

Inną ciekawą inicjatywą jest plebiscyt wydawnictwa PWN na młodzieżowe słowo roku zorganizowany po raz pierwszy w 2016 r. Najwięcej głosów zdobyło w nim słowo sztos. Na drugim miejscu znalazł się czasownik ogarnąć, wraz z rzeczownikami ogar i nieogar, a na trzecim beka, masakra i powitanie gitara siema.

Warto więc obserwować język, którym posługujemy się w różnych sytuacjach życia codziennego, oraz ten, którym posługują się ludzie wokół nas. Możemy nauczyć się w ten sposób wiele na temat nas samych i naszego społeczeństwa. A dzięki nowym technologiom, które tak bardzo przyczyniają się do nieustannego wzbogacenia naszego słownictwa, można też aktywnie uczestniczyć w szczegółowym rejestrowaniu zachodzących w nim zmian. A jakie neologizmy waszym zdaniem są najbardziej reprezentatywne dla roku 2017?

Kamila Król

 

Źródła:
http://nowewyrazy.uw.edu.pl/projekt.html
http://sjp.pwn.pl/ciekawostki/Mlodziezowe-slowo-roku-rozstrzygniecie-akc...
https://blog.oxforddictionaries.com/2017/06/kayaktivism/