Ogólne

Ogólne

Interlingual Live Subtitling – czyli?

Interlingual Live Subtitling jest nową metodą tłumaczenia, łączącą tłumaczenie symultaniczne z tworzeniem napisów na żywo. Wykorzystuje się ją (czy też raczej dopiero zaczyna się ją wykorzystywać) w telewizji i podczas różnego rodzaju wydarzeń kulturalnych.

Wszystko zaczęło się od techniki zwanej respeaking, umożliwiającej tworzenie napisów na żywo – w tym samym języku. Wygląda ona następująco: respeaker słucha wydarzenia, spektaklu czy programu telewizyjnego i jednocześnie powtarza to, co słyszy, dodając m. in. znaki interpunkcyjne czy dodatkowe informacje dla osób niesłyszących, a specjalne oprogramowanie do rozpoznawania mowy przetwarza jego wypowiedź na tekst wyświetlany w formie napisów. Jakby tego było mało, respeaker kontroluje także sposób wyświetlania się tekstu na ekranie, aby w razie potrzeby dokonać koniecznych zmian edycyjnych – wszystko to z możliwie najmniejszym opóźnieniem! W praktyce oznacza to, że respeaker często musi skracać lub parafrazować słowa mówcy lub mówić o wiele szybciej niż on, żeby opóźnienie (fr. décalage) nie było zbyt duże. Słowem, dobry respeaker to prawdziwy mistrz multitaskingu.

Respeaking jest wykorzystywany głównie na potrzeby osób niesłyszących lub niedosłyszących – aby zapewnić im dostęp do wydarzeń kulturalnych. Temat jest na czasie bowiem w 2019 r. weszła ustawa o zapewnianiu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami i faktycznie robi się w tym kierunku coraz więcej – nie tylko w urzędach, ale także np. w telewizji czy teatrach. Jest to bardzo popularne rozwiązanie np. w Wielkiej Brytanii – korzysta z niego wiele teatrów, a także BBC w swoich programach na żywo. W Polsce nie jest jeszcze w powszechnym użyciu, ale nie jest też zupełnie nieznane: wykorzystuje je np. teatr STUDIO, a w 2017 roku można było zobaczyć napisy na żywo tworzone metodą respeakingu w programie rozrywkowym Taniec z Gwiazdami.

Ale to jeszcze nie wszystko – zdążyliśmy wspomnieć zaledwie o Intralingual Live Subtitling, czyli tworzeniu napisów na żywo w jednym i tym samym języku. Prawdziwa zabawa zaczyna się, kiedy napisy mają być w języku innym niż źródłowy, a więc do wszystkich czynności, które respeaker musi wykonywać jednocześnie dochodzi jeszcze tłumaczenie symultaniczne (samo w sobie będące już dużym wyzwaniem dla podzielności uwagi) – wtedy mamy do czynienia z Interlingual Live Subtitling (ILS). Po co tyle zachodu? Po raz kolejny, chodzi o dostępność – tym razem już nie tylko dla niesłyszących, ale także dla migrantów, aby, już na samym początku, kiedy jeszcze nie znają języka, umożliwić im integrację w nowym środowisku poprzez ułatwiony dostęp do kultury, edukacji i polityki.

Metoda jest jeszcze na etapie badań – od 2018 r. trwa międzynarodowy projekt Interlingual Live Subtitling for Access (ILSA), w którym biorą udział m. in. naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego. Projekt ma na celu stworzenie pierwszego kursu szkoleniowego dla profesjonalnych ILSerów (Interlingual Live Subtitlers) oraz stopniowe wprowadzanie tej metody w telewizji, edukacji oraz podczas wydarzeń społecznych i politycznych oraz opracowanie standardów świadczenia usług napisów na żywo, a także opracowanie materiałów dydaktycznych do kształcenia respeakerów międzyjęzykowych. Choć ILS nie jest jeszcze znany szerszej publiczności, był już z powodzeniem używany na konferencjach i innych wydarzeniach, np. ostatnio na spotkaniu z aktorami występującymi w serialu Wiedźmin, które odbyło się podczas prapremiery tej produkcji w Warszawie. Wydarzenie było w całości tłumaczone z języka angielskiego na polski metodą ILS, a napisy były wyświetlane na ekranie znajdującym się za plecami aktorów, a więc mogły z niego skorzystać zarówno osoby z zaburzeniami słuchu, jak i te posługujące się mniej sprawnie językiem angielskim.

Obecnie trwają prace nad wpisaniem kwalifikacji specjalisty ds. dostępnych multimediów, który będzie posiadał podstawowe umiejętności w zakresie tworzenia napisów dla niesłyszących, do Zintegrowanego Rejestru Kwalifikacji. Czy w ciągu kilku najbliższych lat napisy tworzone na żywo w innym języku będą już w powszechnym użyciu, jak przewidują twórcy projektu? W świecie cyfrowych technologii, w którym coraz częściej w wydarzeniach na żywo bierzemy udział online, jest to całkiem prawdopodobne. Czy całkowicie zastąpią tłumaczenie symultaniczne? A może same zostaną zastąpione przez jeszcze bardziej nowoczesną metodę tłumaczenia, która jeszcze nie powstała, ale za parę lat podbije świat? Jedno jest pewne – świat się zmienia, a świat tłumaczeń razem z nim. Jeżeli chcemy za nim nadążyć, musimy być na te zmiany gotowi!

Lidia Konasiuk

 

Źródła:

https://www.slideshare.net/agnieszkaszarkowska/respeakers-and-interlingu...
http://galmaobservatory.eu/projects/interlingual-live-subtitling-for-acc...
http://ka2-ilsa.webs.uvigo.es/
http://informatorects.uw.edu.pl/pl/courses/view?prz_kod=3201-3N%C5%BBR-FT
https://blog.ai-media.tv/blog/what-is-respeaking
https://www.widzialni.org/napisy-na-zywo-w-polsce,new,mg,14,6,54
https://www.youtube.com/watch?v=ws880lKOjSg

Spór o dystans

W trakcie globalnej pandemii i związanej z nią kwarantanny w mediach społecznościowych królował #socialdistancing (dystans społeczny). Muzycy, aktorzy, celebryci i politycy zachęcali swoich odbiorców przede wszystkim do pozostania w domu (#stayhome), a w przypadku ewentualnych kontaktów z innymi właśnie do zachowania bezpiecznego dwumetrowego dystansu.

Wszystko oczywiście w celu zapobiegnięcia rozprzestrzenianiu się koronawirusa. W pewnym momencie okazało się jednak, że #socialdistancing nie jest tak pozytywny, jak mogłoby się wydawać… Winnym całego zamieszania jest przymiotnik ‘social’. Socjologowie i lingwiści zaprotestowali przeciwko dalszemu rozpowszechnianiu pojęcia ‘social distancing’, tłumaczonego na język polski najczęściej jako ‘utrzymywanie dystansu społecznego’, ze względu na możliwe pejoratywne konotacje. Przydawka ‘społeczny’ sugeruje bowiem izolację społeczną, która jest zjawiskiem negatywnie wpływającym na zdrowie psychiczne. Pojęcie ‘social distancing’ zdaje się być o tyle nieadekwatne, że walka z koronawirusem nie polega na całkowitym zerwaniu kontaktu z drugim człowiekiem, lecz ograniczeniu jego fizycznego wymiaru. Aby podkreślić ten fakt, eksperci ukuli alternatywne określenie ‘physical distancing’, czyli ‘utrzymywanie dystansu fizycznego’. W tę terminologiczną dyskusję włączyło się nawet WHO, wydając oficjalne oświadczenie w sprawie. Główny epidemiolog organizacji zapowiedział porzucenie terminu ‘social distancing’ na rzecz ‘physical distancing’. Ma to na celu uniknięcie nieporozumień i jednocześnie zachęcenie ludzi do dbania o relacje z innymi pomimo ograniczeń. W dobie Internetu łatwo je zresztą pokonać, a badania pokazują, że wzmacnianie więzi społecznych w czasach kryzysu ułatwia jego przetrwanie.

Na tym sprawa mogłaby się zakończyć, gdyby nie fakt, że nie wszyscy zainteresowani widzą potrzebę zmiany w terminologii. Eksperci stający w obronie terminu ‘social distancing’ wskazują na wysoki stopień jego upowszechnienia oraz wysoką świadomość większości społeczeństwa co do jego faktycznego znaczenia. Choć opracowane przez Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób czy John Hopkins Institute definicje jasno określają ‘social distancing’ jako ograniczenie kontaktu fizycznego, to ogół społeczeństwa zdaje się jednak nie podzielać tej opinii. Dowodzą tego wyniki sondażu przeprowadzonego przez TermCoord, departament terminologiczny Dyrekcji Generalnej ds. Tłumaczeń Pisemnych przy Parlamencie Unii Europejskiej, w którym większość respondentów wskazała hasło ‘physical distancing’ jako preferowany termin. Lingwistyczny spór o naturę dystansu w dobie pandemii COVID-19 dobrze ilustruje problemy terminologiczne pojawiające się w momencie nagłego i szybkiego rozwoju słabo opisanej dziedziny. Jest też dobrym przykładem na to, jak szybko może dojść do popularyzacji niefortunnego (przynajmniej w opinii części osób) terminu, który trudno następnie zastąpić bardziej trafną wersją. Kolejny problem to zjawisko pomnażania liczby terminów odnoszących się do jednego pojęcia. Z kolei udział w dyskusji zarówno ogółu społeczeństwa, jak i ekspertów dobrze unaocznia zjawisko przenikania się języka ogólnego z językiem specjalistycznym. Jakkolwiek nie określilibyśmy jednak zalecanego dystansu, najważniejsze jest jego zachowywanie.

Antonina Madej

 

Źródła:

https://www.washingtonpost.com/lifestyle/wellness/social-distancing-coro...
https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/dystans-spoleczny;3895558.html
https://www.unicef.org/sudan/press-releases/physical-not-social-distancing
https://www.bbc.com/future/article/20200214-coronavirus-swine-flu-and-sa...
https://termcoord.eu/2020/04/iate-term-of-the-week-social-and-physical-d...
 

Nowa norma dokumentacyjna IEC/IEEE 82079-1:2019

Wstęp

W 2001 roku Międzynarodowa Komisja Elektrotechniczna (IEC) opublikowała pierwszą normę z zakresu projektowania instrukcji użytkowych IEC 62079, Preparation of instructions – Structuring, content and presentation. Norma ta miała na celu ustalenie pierwszych powszechnie obowiązujących wymagań i zaleceń dotyczących opracowania przez wytwórców produktów instrukcji użytkowania na potrzeby użytkowników. IEC 62079:2001 została wycofana i zastąpiona przez IEC 82079-1:2012, wprowadzoną do zbioru Norm Europejskich jako EN 82079 – 1:2012, Preparation of instructions for use – Structuring, content and presentation – Part 1: General principles and detailed requirements, wprowadzającą. W 2013 r. Polski Komitet Normalizacyjny (PKN) przyjął EN 82079-1:2012 do zbioru Polskich Norm, a 3 września 2014 r. opublikował normę w języku polskim (jako PN-EN 82079-1:2013-05 Przygotowanie instrukcji użytkowania ‒ Opracowanie struktury, zawartość i sposób prezentacji ‒Część 1: Zasady ogólne i wymagania szczegółowe). Dla ułatwienia, stosuje nazwę EN 82079-1:2012 w dalszej części artykułu.

W EN 82079-1:2012 określono zasady ogólne i wymagania szczegółowe dotyczące projektowania i redagowania wszelkich typów instrukcji użytkowania oraz podstawowe zasady zarządzania dokumentacją techniczną i zapewnienia bezpieczeństwa użytkownikom produktów. Miała zastosowanie zarówno w przypadku niewielkich i typowych produktów (np. AGD) jak i wielkogabarytowych lub wysoce złożonych produktów (np. uzbrojenie, elektrownie, linie przemysłowe, gotowe do użytku fabryki lub instalacje technologiczne). Głównym celem EN 82079-1:2012 było stworzenie ram dla procesu tworzenia instrukcji użytkowania i określenie wymagań i sposobów właściwego zarządzania dokumentacją techniczną pod kątem przyszłego procesu lokalizacji na potrzeby globalizacji.

Z założenia EN 82079-1:2012 miała być pierwszą z cyklu europejskich norm dokumentacyjnych, przeznaczonych dla wszystkich podmiotów zajmujących się m.in. przygotowywaniem instrukcji użytkowania, niezależnie od tego, czy są to dostawcy, autorzy dokumentacji technicznej i ilustracji do niej, projektanci oprogramowania i rozwiązań technicznych, tłumacze, redaktorzy techniczny, terminolodzy, koordynatorzy projektów, menedżerowie produktów i procesów, czy też inne osoby biorące udział w tworzeniu dokumentacji, instrukcji użytkowania, opisów produktów i usług powiązanych.

EN 82079-1:2012 była istotna również ze względu na to, że określała kompetencje dla nowego zawodu na rynku polskim – autora dokumentacji technicznej. Ponadto jako tzw. norma horyzontalna wpisywała się dobrze w schemat zharmonizowanego systemu norm i legislacji UE, obejmujący dokumentację i komunikację techniczną, procesy przemysłowe, bezpieczeństwa i zarządzania ryzykiem, co miało również określone implikacje prawne i praktyczne. Zapisy te mogły być uznawane za wymagania normatywne z punktu widzenia urzędów, producentów i konsumentów oraz kluczowe inicjatywy UE – NLF (m.in. system oznakowania CE, nadzór rynku pod kątem bezpieczeństwa produktów i dostęp do informacji RAPEX, harmonizacja norm technicznych itp.).

Najnowsza wersja IEC/IEEE 82079-1:2019 Preparation of information for use (instructions for use) of products -- Part 1: Principles and general requirements została wydana wspólnie przez Międzynarodową Organizację Normalizacyjną (ISO), IEC i Instytut Inżynierów Elektryków i Elektroników (IEEE) (współpracujące w ramach wspólnej grupy roboczej JWG 16 Preparation of instructions for use utworzonej w 2015 roku). Zgodnie z deklaracjami, norma ta ma na celu normalizację ogólnych zasad i wymagań dotyczących projektowania i opracowania wszelkich informacji użytkowania (zwanych również instrukcjami użytkowania), które mogą być niezbędne lub pomocne dla użytkowników rożnych rodzajów produktów, począwszy od towarów konsumenckich, poprzez wysoce skomplikowane instalacje, maszyny przemysłowe, a skończywszy na elektrowniach czy osiedlach. Dla ułatwienia, stosuję nazwę IEC 82079-1:2019 w dalszej części artykułu.

Cel i zakres normy IEC 82079-1:2019

IEC 82079-1:2019 jest wprowadzana jako projekt Normy Europejskiej prEN IEC/IEEE 82079-1:2019 i zastąpi EN 82079-1:2012. Głównym celem IEC 82079-1:2019 jest opracowanie ram i wymagań dla procesu tworzenia już nie instrukcji użytkowania, tylko informacji użytkowania. Jest też nadal oznaczana jako pierwsza z serii, chociaż wchłonęła niektóre elementy zaplanowanych wcześniej kolejnych norm z tej serii (np. w zakresie dotyczącym zakładów produkcyjnych i systemów powiązanych oraz instrukcji produktów do samodzielnego składania (montażu), których dalsze opracowanie zostało zaniechane.

We wstępie do normy informacje zostały klasyfikowane według następujących typów:

  • Informacje pojęciowe (pojęcia, wskazówki odnośnie bezpieczeństwa, inne),
  • Informacje instruktażowe (procedury, komunikaty ostrzegawcze, inne),
  • Informacje referencyjne (usuwanie usterek, harmonogram konserwacji, inne).

Zgodnie z zakresem normy, informacje użytkowania są: niezbędne do bezpiecznego użytkowania produktu; pomocne w efektywnym i skutecznym użytkowaniu produktu; i często spełniają zobowiązania rynkowe, prawne i regulacyjne. Informacje użytkowania produktów odnoszą się do ich faz cyklu życia, takich jak: transport, montaż, instalacja, uruchomienie, eksploatacja, monitorowanie, usuwanie usterek, konserwacja, naprawy, likwidacja i utylizacja, a także do odpowiednich zadań wykonywanych przez osoby wykwalifikowane i niewykwalifikowane. Zgodnie z deklaracją, IEC 82079-1:2019 określa ogólne ramy dla potencjalnych kolejnych części i ma zastosowanie do informacji użytkowania, które mogą być wykorzystywane zarówno w formie elektronicznej, jak i drukowanej. Norma jest przeznaczona dla wszystkich osób odpowiedzialnych za koncepcję, tworzenie, utrzymanie, tłumaczenie, lokalizację, integrację treści, produkcję, ocenę, pozyskiwanie i dostarczanie informacji użytkowania. Celem normy jest zapewnienie tym osobom wspólnej podstawy dla opracowania odpowiedniej jakości informacji użytkowania produktów. Norma z założenia powinna być stosowana i przywoływana w innych normach dotyczących konkretnych produktów, w tym w normach określających zawartość informacji użytkowania dla takich produktów, na przykład seria PN-EN 60335 (Elektryczny sprzęt do użytku domowego i podobnego; opracowywane równolegle z IEC), PN-EN ISO 20607:2019-08 (Bezpieczeństwo maszyn – Instrukcja obsługi – Ogólne zasady opracowywania) oraz ISO/IEC 26514:2008 (Systemy i oprogramowanie). Ma ona stanowić podstawę do opracowania specyficznych wymagań dotyczących produktów dla odbiorców docelowych lub informacji o produkcie. Jako norma horyzontalna jest przede wszystkim przeznaczona do stosowania przez komitety techniczne przy opracowywaniu norm zgodnie z zasadami określonymi w Przewodniku IEC 108.

Istotne zmiany techniczne pomiędzy IEC 82079-1:2019 a EN 82079-1:2012

Zgodnie z przedmową, nowa wersja normy z 2019 roku zawiera następujące istotne zmiany techniczne w stosunku do poprzedniego wersji:

  1. Struktura dokumentu została przeorganizowana w celu ułatwienia stosowania normy i wyszukiwania informacji. Tam, gdzie było to możliwe, język został uproszczony.
  2. Wprowadzono pojęcie informacji użytkowania jako terminu ogólnego. Instrukcja użytkowania jest synonimem informacji użytkowania. Instrukcje krok po kroku funkcjonują teraz jako podzbiór informacji użytkowania.
  3. Rozdział 5 (Zasady) – [wcześniej Rozdział 4] została przeredagowana i skupia się teraz na celu informacji użytkowania, jakości informacji i procesie zarządzania informacjami.
  4. Proces przygotowania informacji użytkowania został zintegrowany z częścią normatywną i potraktowany kompleksowo.
  5. W części normatywnej opisano empiryczne metody oceny informacji użytkowania.
  6. Kompetencje zawodowe potrzebne do przygotowania/opracowania informacji użytkowania zostały omówione bardziej szczegółowo.
  7. Uwzględniono dodatkowe aspekty ogólnych wymagań dotyczących informacji użytkowania do wykorzystania w złożonych systemach.
  8. Zwrócono uwagę na instrukcje dotyczące wyrobów do samodzielnego montażu.
  9. Wprowadzono załącznik informacyjny zawierający wskazówki dotyczące spełniania określonych wymagań.

W rzeczywistości, różnice między EN 82079-1:2012 i IEC 82079-1:2019 są znacznie bardziej podstawowe i nie wszystkie są pozytywne.

Jakich informacji dotyczy IEC/IEEE 82079-1:2019, jakie wymagania zostały zmienione i co jest istotne?

Po zmianie tytułu normy, złagodzeniu wielu wymogów oraz bardziej ogólnym podejściu do instrukcji użytkowania, celem  jaki postawiono był to zapewne opracowanie normy, zarządzania informacją inteligentną i treściami cyfrowymi w ogóle. Niestety cel ten nie do końca został osiągnięty. Koncepcja przejścia z poziomu instrukcji użytkowania (obsługi) i dokumentacji na wyższy poziom zarzadzania informacją, jest jak najbardziej uzasadniona. Jednak taka zmiana perspektywy powinna być jasno określona we wstępie i odzwierciedlona w zapisach normy. Niestety, tak się nie stało. Co więcej, terminologia i język normy są raczej niespójne. Brakuje też odniesień do niektórych kluczowych terminów i innych istotnych norm, wymagań, dobrych praktyk z zakresu zarządzania informacją inteligentną, treścią cyfrową i niektórych uwarunkowań  internacjonalizacji.

Norma zasadniczo klasyfikuje informacje jako informacje pojęciowe, instruktażowe i referencyjne. Nie podjęto próby stworzenia jakiegokolwiek schematu mapowania informacji, który wskazywałby na ich interakcje i rozwój produktu informacyjnego, a przykłady wyjściowe nie wydają się wynikać z żadnego kompleksowego podejścia modelowego, ani nie stanowią praktycznego odniesienia dla twórców informacji.

W globalnej cyfryzacji i inteligentnej informacji, zwykle przywołuje się na myśl następuje zagadnienia:

  • informacja jako treść zorganizowana do przechowywania, wyszukiwania i ponownego wykorzystania;
  • strategie wykorzystywania informacji do opracowywania treści i zarządzania nimi jako aktywem korporacyjnym;
  • zarządzanie inteligentną informacją wymaga wydajnych procesów, zasobów ludzkich i technologii;
  • skalowalne podejścia do zarządzania treścią;
  • zoptymalizowane procesy autoryzacji i zarządzania treścią;
  • zautomatyzowane procesy zarzadzania informacją, które wspierają ponowne wykorzystanie różnych komponentów treści;
  • generowanie spersonalizowanych treści, które służą różnym celom, mogą być rozpowszechniane i dostarczane za pośrednictwem wielu platform/kanałów do różnych odbiorców docelowych;
  • konieczność wykorzystania metadanych i algorytmów indeksowania;
  • analiza wpływu digitalizacji i różnych mediów społecznościowych na przetwarzanie i rozpowszechnianie informacji, itp.

W IEC 82079-1:2019 opisano strategie i proces zarządzania informacją (Rozdziały 5 i 6), kompetencji zawodowych (osób zaangażowanych) (Rozdział 10), mediów i formatów (Rozdział 9), struktury i dostarczania informacji (Rozdział 8). W tym sensie obejmuje ona niektóre z punktów, które wymieniono powyżej.

W odniesieniu do informacji wyróżnia się następujące cztery grupy procesów:

  1. Analiza i planowanie informacji
  2. Projektowanie i rozwój (w tym recenzja, edycja i testowanie)
  3. Produkcja i dystrybucja
  4. Utrzymanie (w tym utrzymanie i doskonalenie)

Norma zawiera zalecenia dotyczące hierarchicznego ustrukturyzowania informacji w taki sposób, aby tylko istotne informacje były dostarczane do odbiorców docelowych (Rozdział 8). Nie zawarto tam szczególnych wymagań czy odniesień do konkretnych rozwiązań.

Jeśli chodzi o cyfryzację informacji, w IEC 82079-1:2019 podano mniej wymagań szczegółowych niż w poprzedniej wersji. Wymagania dotyczące mediów i formatu (Rozdział 9) są też mniej restrykcyjne niż poprzednio. Niektóre z tych wymagań dostosowano do potrzeb odbiorców docelowych (np. tekst drukowany nie zawsze jest wymagany, nie każdy użytkownik potrzebuje dokładnej instrukcji użytkowania itp.). Natomiast nie podano w normie szczegółowych wytycznych tylko raczej ogólne uwagi typu, że media powinny zapewniać łatwy i stały dostęp do informacji w celu ich wykorzystania i być odpowiednio dobrane.

Rozdział 10 dotyczy zasobów ludzkich. Zgodnie z normą, za tworzenie informacji użytkowania powinny odpowiadać osoby kompetentne. Wskazanie rzeczywistych wymagań jest zawarte w definicji terminu (3.3). Niemiej, w IEC 82079-1:2019 wiele mówi się ogólnie o kompetencjach. Nie podaje się natomiast konkretnych wymagań dotyczących kwalifikacji.

Na przykład norma ISO 17100:2015 Translation services – Requirements for translation services (PN-EN ISO 17100:2015-06 Usługi tłumaczeniowe – Wymagania dotyczące świadczenia usług tłumaczeniowych) przywołana została tylko w kontekście procesu tłumaczenia (w nocie). Kompetencje tłumacza w IEC 82079-1:2019 są znacznie niższe niż minimalne wymagania kompetencyjne ISO 17100, natomiast minimalne kwalifikacje tłumacza lub wymagania kwalifikacyjne innych osób uczestniczących w procesie nie są uwzględnione. Zrezygnowano z kluczowego wymagania ISO 17100 dotyczącego obowiązkowej weryfikacji (tzw. „zasada czterech oczu”), które było uwzględnione w EN 82079-1:2012. Nie odniesiono się też do wymagań określonych w ISO 17100 w kontekście procesu tłumaczenia i kompetencji.

Podsumowanie

IEC 82079:2019 obniża niektóre z wymagań zawartych w poprzedniej wersji i nie odnosi się do innych norm, które dotyczą różnych aspektów procesu opracowywania lub przetwarzania informacji/treści i kompetencji osób za to odpowiedzialnych (szczególnie zastanawia ewidentny brak odpowiedniego odniesienia do ISO 17100 w zakresie kompetencji tłumaczy, weryfikatorów i redaktorów). Norma jest obecnie dość obszerna (130 stronic) i zawiera wiele ogólnych zaleceń, ale stosunkowo mało rzeczywistych wymagań.

IEC 82079:2019 była pomyślana jako ogólna norma dotycząca informacji inteligentnych i faktycznie odnosi się do niektórych zagadnień zarządzania informacją inteligentną i technologią cyfrową (np. formatów). W założeniu norma miała jednak również służyć jako podstawa certyfikacji – potwierdzenie zgodności z jej wymaganiami w zakresie zarówno generowania produktów informacyjnych, jak również procesu zarządzania informacją. W rzeczywistości norma oferuje głownie zalecenia dotyczące kompetencji zasobów ludzkich, etapów i kontroli procesów. Niektóre kluczowe pojęcia i dobre praktyki w zakresie zarządzania informacją leżą u podstaw normy IEC 82079:2019 lub zostały wprost w niej ujęte i jest to cenne źródło informacji dla osób z branży. W praktyce normy zawierające głównie zalecenia (zamiast wymagań) są po prostu niecertyfikowalne.

EN 82079-1:2012, jako tzw. norma horyzontalna odwołująca się do wielu pojęć i programów UE dobrze wpisywała się w schemat zharmonizowanego systemu norm i legislacji UE, obejmujący dokumentację i komunikację techniczną, procesy przemysłowe, bezpieczeństwa i zarządzania ryzykiem, co ma również określone implikacje prawne i systemowe. Stanowiła zalecenie normatywne z punktu widzenia urzędów, producentów i konsumentów oraz wpisywała się w kluczowe programy i inicjatywy UE –NLF (m.in. system oznakowania CE, nadzór rynku pod kątem bezpieczeństwa produktów i dostęp do informacji RAPEX, harmonizacja norm technicznych itp.), ERK (Europejska Rama Kwalifikacji) itd.

IEC 82079:2019 została opracowana nie tylko na podstawie EN 82079-1:2012 ale również kilku innych dokumentów, głównie jednak przez osoby nie będące rodzimymi użytkownikami języka angielskiego lub jego odmiany brytyjskiej. W normie ujęto wiec podstawowe zagadnienia i pojęcia, ale czasem są one ukryte pod innymi pojęciami, w ogólnikowych opisach lub dziwnych sformułowaniach (np. „some aspects have been added to the general requirements for information for use for complex systems of systems”) lub stosowane są określenia nietypowe zamiast typowych dla branży (np.”human factors consultants” zamiast “HR specialists”), niektóre z kluczowych terminów nie są w ogóle przywołane (np. metadata, digitalized, revision, review, proofreading – jako weryfikacja techniczna składu). Brak jest konsekwentnego stosowania konwencji językowych, specjalistycznej/znormalizowanej terminologii (np. użyto „competency” w znaczeniu i zamiast „competence”, „basic competency” zamiast „minimum competence”, „localization and terminology experts” zamiast „localization specialists”, ”PMs”„terminologists” itp.. Na podstawie powyższych przykładów i analizy można odnieść wrażenie, że redaktorzy tej normy niestety nie stosowali się do własnych zaleceń ani obowiązujących zasad redakcyjnych i nie odnieśli się do zasobów terminologicznych ISO (które normalizują w dużej mierze terminologię branżową) przy opracowywaniu tej obszernej „informacji użytkowania”, jaką niewątpliwie jest IEC 82079:2019 oraz wątpliwe jest by ta wersja dobrze wpisywała się w schemat zharmonizowanego systemu norm i legislacji UE, który preferuje mierzalne wymagania nad amerykańskim podejściem prefereującym zalecenia.

 

EN 82079-1:2012

IEC 82079-1:2019

Tytuł EN:

Preparation of instructions for use – structuring, content and presentation – Part 1: General principles and detailed requirements

Preparation of information for use (instructions for use) of products –Part 1: Principles and general requirements

Tytuł PL

Przygotowanie instrukcji użytkowania ‒ Opracowanie struktury, zawartość i sposób prezentacji ‒ Część 1: Zasady ogólne i wymagania szczegółowe. [przyjęty nr referencyjny PN-EN 82079-1:2013-05]

Przygotowanie informacji użytkowania (instrukcji użytkowania) produktów ‒ Część 1: Zasady i wymagania ogólne.[roboczy tytuł i  nr referencyjny PN-EN 82079-1]

Data publikacji:

08.2012

05.2019

Data publikacji wersji polskiej:

10.2013
[jako PN-EN 82079-1:2013-05]

2021
[planowana]

Wydanie: 1 1
Status: Wycofana Opublikowana
Liczba stron: 107 130
Komitet Techniczny ISO odpowiedzialny:

ISO/TC 10 Technical product documentation

ISO/TC 10/SC 1 Basic conventions (JWG 16 Preparation of instructions for use – IEC, IEEE, ISO)

Komitet Techniczny PKN odpowiedzialny:

Komitet Techniczny nr 256

Komitet Techniczny nr 256

ICS:

ICS: 01.110 Technical product documentation

[Dokumentacja techniczna produktu]

ICS: 01.110 Technical product documentation

[Dokumentacja techniczna produktu]

Inne źródła:
https://www.iso.org/standard/71620.html
http://www.maart.com/en/blog/new-iecieee-82079-12019
https://sklep.pkn.pl/pn-en-82079-1-2013-05p.html
http://www.maart.com/blog/norma-dokumentacyjna-pn-en-82079-1-przygotowanie-instrukcji-uzytkowania
https://standards.ieee.org/standard/82079-1-2019.html

Czy słowo Głuchy jest obraźliwe?

Zarówno w codziennej komunikacji, jak i podczas redagowania czy tłumaczenia tekstów, możemy czasem zetknąć się z tematami delikatnymi, budzącymi wiele emocji.

Z całą pewnością należą do nich zagadnienia związane z różnymi niepełnosprawnościami. Jako nadawca komunikatu czy tłumacz zaczynamy zastanawiać się, jak odpowiednio sformułować naszą wiadomość, jakich słów i zwrotów używać. Niestety często zdarza się, że mimo najlepszych chęci możemy nieopatrznie zastosować wyrażenie niekoniecznie odpowiednie w danym kontekście, a czasem wręcz niestosowne czy obraźliwe. Przyjrzyjmy się zatem, jakie słownictwo mamy do dyspozycji w przypadku osób z niepełnosprawnością słuchu.

Zacznijmy od słowa budzącego chyba najwięcej kontrowersji: głuchy. W pierwszym odruchu większości z nas kojarzy się ono zdecydowanie niekorzystnie. Nie ma w tym nic dziwnego: negatywny stereotyp głuchoty jest zakorzeniony w języku już od czasów Arystotelesa. Od niego bowiem wywodzi się krzywdzące przekonanie, że „głuchy jest głupi”. Zwracano zresztą uwagę na wspólny rdzeń tych dwóch słów, zarówno w języku polskim, jak i innych językach europejskich. Istnieje również w języku wiele wyrażeń, takich jak „głuchy jak pień” czy „głucha prowincja”, które wpływają na nasze postrzeganie słowa „głuchy” jako nacechowanego pejoratywnie. Wiele osób traktuje je wręcz jako termin zakazany, na równi z takimi określeniami jak „ślepy” czy „kaleka”. I choć w odniesieniu do tych dwóch ostatnich terminów to odczucie jest jak najbardziej uzasadnione, to w przypadku „głuchego” intuicja może nas zawieść. Wbrew pozorom jest to bowiem pojęcie neutralne i akceptowane.

Na początek trzeba wspomnieć o różnicy między słowami „głuchy” a „Głuchy” (pisane wielką literą). Określenie „głuchy” (i jego odpowiedniki w innych językach, np. angielskie deaf) odnosi się zazwyczaj do kwestii medycznych i opisuje osobę ze znacznym ubytkiem słuchu. Głuchy (pisane wielką literą, analogicznie np. do angielskiego Deaf) może wydawać się zapisem zaskakującym czy nawet błędnym. Jest to jednak ogólnie przyjęte określenie oznaczające członka mniejszości językowo kulturowej. Osoba taka posługuje się polskim językiem migowym (PJM), który jest całkowicie odrębny of fonicznej polszczyzny, i odczuwa przynależność do tak zwanej Kultury Głuchych. Słowo Głuchy ma więc zdecydowanie wydźwięk pozytywny, odnosi się bowiem do określonej tożsamości kulturowej. W języku polskim stosowany jest uniwersalny zapis g/Głuchy, który obejmuje obie wyżej opisane grupy; akceptowanym określeniem jest również „niesłyszący”. Czy to podczas tworzenia tekstów, czy ich tłumaczenia, należy za to jak ognia wystrzegać się słowa „głuchoniemy”, jest ono bowiem odbierane jako niestosowne i obraźliwe. Wyjątkiem jest tutaj historyczna nazwa Instytutu Głuchoniemych, która nie została zmieniona ze względu na ponad dwustuletnią tradycję tej placówki.

W przypadku osób o mniejszym ubytku słuchu właściwe są terminy używane na co dzień, do których jesteśmy przyzwyczajeni: mówimy najczęściej o osobach słabosłyszących lub niedosłyszących. Tu jednak pewne zaskoczenie może stanowić fakt, że osoba słabosłysząca może równocześnie określać się jako Głucha – będzie to zwykle oznaczało, że jej preferowanym sposobem porozumiewania się jest język migowy używany w danej społeczności. Warto więc pamiętać, że zakresy pojęciowe głuchoty jako terminu medycznego i głuchoty kulturowej nie do końca się pokrywają. W języku angielskim ukuto nawet termin Deafhood (w opozycji do deafness), który ma akcentować te różnice.

Zagadnienia dotyczące różnych niepełnosprawności są tematem niezwykle skomplikowanym, ponieważ przenikają się w nich kwestie medyczne, społeczne, kulturowe, a także językowe. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że język, którego używamy do opisywania różnych zjawisk, ma ogromne znaczenie: czasem jedno niewłaściwie użyte słowo może całkowicie zmienić odbiór naszego komunikatu. Z tego względu jest to zagadnienie rownież niezwykle istotne dla tłumaczy. Warto zatem pamiętać, żeby w codziennych rozmowach, a także przy redagowaniu czy tłumaczeniu tekstów, stosować odpowiednie określenia, które zostaną pozytywnie przyjęte przez naszych odbiorców.

Michalina Adamska

 

Źródła:

http://www.ifp.uni.wroc.pl/data/files/pub-9212.pdf

http://kulturabezbarier.org/container/Publikacja/publikacja_FKBB.pdf

http://widzialni.org/download/dostepne-multimedia-1465803250.pdf

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C20265%2Cglusi-milczacy-cudzoziemcy.html

https://deafhood.org

Co Harry Potter ma wspólnego z królem Henrykiem?

Większość z nas miała okazję zagościć kiedyś w świecie małego czarodzieja Harry’ego, czy to przez książkę czy przez film. Jak często jednak zastanawiamy się nad genezą tajemniczych nazw zaklęć, takich jak vingardium leviosa, magicznych przedmiotów typu tiara przydziału, czy nietuzinkowych imion i nazwisk?

Otóż okazuję się, że J.K. Rowling, autorka o bez wątpienia lekkim piórze, wybierała repertuar onomastyczny do swojej sagi nie przez przypadek, a w wyniku przemyślanych decyzji. Nie bez znaczenia jest tutaj wykształcenie brytyjskiej pisarki, która ukończyła studia humanistyczne ze specjalizacją w języku francuskim i kulturą antyczną. Dlatego też pochodzenie wielu nazw w książce oparte jest na słowach zaczerpniętych z francuskiego, łaciny i greki. Żeby jednak nie rzucać słów na wiatr, przytoczę parę przykładów z książki wziętych. Weźmy chociażby surowego profesora eliksirów o złowrogo brzmiącym imieniu Severus; okazuje się, że nie bez kozery imię to wzbudza w nas niepokój, bowiem severus z łaciny znaczy nic innego jak surowy, ostry, bezwzględny. W książce nie brakuje też pozytywnej nuty, bez której saga nie mogłaby się obejść, biorąc pod uwagę szeroko dyskutowaną w środowisku naukowym wartość dydaktyczną utworu. Przykład stanowić może tutaj postać dobrotliwego Albusa Dumbledora, dyrektora szkoły o nieskazitelnie białej brodzie, której czystość odzwierciedla zaczerpnięte również z łaciny imię albus przekładane na polski jako biały.

Tiara Papieska Tiara Przydziału
Tiara papieska (1888) Tiara przydziału

źródło: https://pl.wikipedia.org/

źródło: http://harrypotter.wikia.com/

Ileż radości przynosiła uczniom szkoły magii i czarodziejstwa Hogwart ceremonia przydzielania ich do poszczególnych domów, którego dokonywał nie kto innym, niż słynna tiara przydziału. Bez większego wysiłku można jednak sprawdzić, że słowo tiara w języku polskim denotuje zupełnie inny przedmiot niżeli ten, który widnieje pod obrazem tiary przydziału w książce, ponieważ mianem tym określa się rodzaj korony noszonej przez papieża. Skąd więc taka rozbieżność? To pytanie prowadzi nas bezpośrednio do problematyki przekładu. W angielskim oryginale tiara przydziału była nazywana sorting hat, czyli kapeluszem przydziału. Nie będę jednak krytykować wyboru tego ekwiwalentu przez pana Andrzeja Polkowskiego, tłumacza wszystkich siedmiu części sagi „Harry Potter”, który mówiąc kolokwialnie, zrobił kawał dobrej roboty przy tłumaczeniu przygód Harry’ego. Jako dziecko podczas lektury książki słowo tiara dodawało tyle magii całej ceremonii, że nie jestem w stanie negatywnie ocenić tego przekładu; możemy też przypuszczać, że taka transkreacja była właśnie zamierzeniem tłumacza.

Co jednak Harry Potter ma wspólnego z królem Henrykiem i czy w ogóle istnieje pomiędzy nimi jakiś związek? Otóż imię Harry jest popularną wersją angielskiego Henry. Imię pochodzi od staroangielskiego czasownika hergian, który niesie znaczenie walki i ataku z pomocą sił zbrojnych, niewątpliwie imię godne króla. Możemy się więc zastanawiać, czy J.K. Rowling zdecydowała się nazwać swojego głównego bohatera, który gotów jest poświęcić swoje życie, aby uratować świat przed siłami zła Lorda Voldemorta, imieniem królów Anglii z pełną świadomością. Swoją drogą vol de mort z francuskiego znaczy kradzież śmierci, a imię to nosi człowiek, który w swoim okrucieństwie odebrał bez mrugnięcia okiem dziesiątki ludzkich żyć.

Wydaje się, że żadna nazwa własna nie znalazła się w książce J.K. Rowling bez przyczyny, a autorka książki dla dzieci i młodzieży popisała się zręcznością językową godną najlepszych poetów. Owa kreatywność postawiła tłumaczy ponad 70 języków, na które została przetłumaczona, przed nie lada wyzwaniem, więc ciesząc się rezultatem tej pracy, nie zapominajmy o ich roli.

Kinga Bielecka

 

Źródła:
https://www.etymonline.com/
https://www.jkrowling.com/
https://pl.wikipedia.org/wiki/

 

Co mają ze sobą wspólnego parasol i galantyna?

Język polski pełen jest zapożyczeń z różnych języków. Mamy w polskim wyrazy niemieckie, łacińskie, francuskie, angielskie... Których jest najwięcej? Wydawałoby się, że tych ostatnich – w codziennych rozmowach wciąż słyszymy przecież wtręty z języka angielskiego. Okazuje się jednak, że polski dużo więcej wyrazów zapożyczył z francuskiego. Nasz język liczy nawet dwa razy więcej galicyzmów, bo tak nazywamy wyrazy pochodzenia francuskiego, niż anglicyzmów.

Niektórych z tych słów nie podejrzewalibyśmy nawet o to, że są obcego pochodzenia. Kto by pomyślał, że nazwa jednego z najpopularniejszych polskich ciast – szarlotki – pochodzi od francuskiego imienia Charlotte? Podobnie rzecz ma się z galantyną, mięsnym wyrobem często goszczącym na polskich stołach. Nazwa tego produktu również pochodzi z francuskiego (la galantine) i na dobre zadomowiła się w języku polskim.

Francuskie wpływy językowe widać nie tylko w dziedzinie kulinariów (które to słowo również wydaje się zapożyczeniem od francuskiego przymiotnika culinaire). Wiele przedmiotów, z których korzystamy na co dzień, ma nazwy pochodzące z Francji. Na przykład parasol, za który z pewnością chwycimy przed wyjściem z domu w deszczową pogodę, swą nazwę zawdzięcza francuskiemu le parasol. Co ciekawe, we francuskim słowo „parasol” odnosi się tylko do przedmiotu chroniącego użytkownika przed słońcem. Na ten chroniący przed deszczem jest inna nazwa – le parapluie. Zapożyczeniami z francuskiego jest też kilka wyrażeń, na przykład „ostatni krzyk mody” (fr. le dernier cri de la mode) czy „punkt widzenia” (le point de vue).

A czy język francuski pożyczył sobie jakieś polskie wyrazy? Oczywiście! Polonizmów w języku francuskim nie jest może tak dużo jak galicyzmów w polskim, ale wciąż są obecne i używane. Istnieje na przykład słowo la chapka (od polskiego „czapka”), którym Francuzi określają czapkę uszankę. Innym przykładem jest le baba, które we francuskim nazywa wcale nie kobietę, a ciasto, które po polsku opisalibyśmy raczej jako babkę. Niechlubną dla Polaków etymologię ma również wyrażenie saoul comme un Polonais (dosłownie „pijany jak Polak”), którego Francuzi używają, gdy ktoś przesadzi z alkoholem.

Jak widać, na przestrzeni lat język polski i język francuski nawzajem na siebie wpłynęły. Warto wiedzieć, że wiele używanych przez nas wyrazów wcale nie ma polskiej etymologii. Warto mieć też świadomość, że i francuski zawdzięcza część swojego słownictwa polskim wpływom i brać to pod uwagę w pracy tłumacza.

Olga Awramiuk

 

Źródła:

New lepsze od modern?

Pod względem trendów i znaczenia dla kultury architekturę można porównać do języka. Dla mieszkańców Europy Środkowej krajobraz przedstawiony na powyższym zdjęciu nie jest niczym wyjątkowym. „Wielka płyta” w smutnym szarym odcieniu dominowała w przestrzeni naszych miast od tak dawna, że chyba wszyscy zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić.

Skoro jednak takie „bloki” w połowie XX wieku zalały osiedla w krajach rozwiniętych cywilizacyjnie, co skłaniało architektów, urbanistów i władze do przyjmowania takich rozwiązań tak powszechnie?

Powody tego zjawiska są, wbrew pozorom, łatwe do zidentyfikowania i brzmią całkiem racjonalnie. Po pierwsze, opisywane konstrukcje wywodzą się z nurtu architektury zwanego modernizmem lub funkcjonalizmem, który powstał już na początku poprzedniego stulecia. Promowane w nim rozwiązania, mówiąc w wielkim skrócie, pozbawione są walorów estetycznych, a skupiają się na funkcjonalnej wartości przestrzeni oraz jej otwarciu. Znane z polskich miast monotonne blokowiska złożone z powtarzalnych obiektów geometrycznych wpisują się znakomicie w powyższą charakterystykę.

Po drugie, zniszczenia spowodowane II wojną światową i następujący po niej boom demograficzny zmusiły władze do zdecydowanych działań na rzecz odbudowy wyjątkowo deficytowego zasobu mieszkaniowego. Czynniki te silnie odznaczyły się w naszym kraju w połowie XX wieku, czego skutkiem są charakterystyczne blokowiska występujące bez wyjątku w każdym zakątku Polski.

Trzeci powód, wynikający niejako z dwóch poprzednich, to implementacja do architektury ideologicznego nurtu socrealizmu. Choć realizm socjalistyczny (bo tak brzmi właściwa nazwa tej idei) w zasadzie odrzucał styl modernistyczny jako zbyt „międzynarodowy”, ich wspólnym mianownikiem była nacjonalizacja gruntów w celu sprawnej i planowej rozbudowy miast. To właśnie pozwoliło bezkarnie rozprzestrzenić się w Polsce typowym „blokowiskom”. Jako ciekawostkę podam fakt, że modernizm „umarł” na zachodzie 15 lipca 1972 roku około godziny 15:32, kiedy 20-letnie osiedle budynków wielorodzinnych z wielkiej płyty Pruitt-Igoe w St. Louis zostało spektakularnie zburzone. W tym samym roku w Warszawie rozpoczęto budowę symbolu modernizmu – Dworca Centralnego.

Znaczący impuls, jakim było zburzenie blokowiska w St. Louis rozpoczął proces zmian w spojrzeniu na architekturę. Modern architecture powoli zastępowana była przez post-modern architecture, a w dojrzałej już formie na przełomie tysiącleci przekształciła się w New Urbanism. Powraca się w nim do wielofunkcyjnej i zwartej zabudowy kwartałowej oraz lokalizacji placu centralnego w mieście.

Wartym uwagi jest realizacja angielskiej wsi położonej na południowy zachód od Londynu. Jej projekt w całości zgodny z założeniami Nowego Urbanizmu wszedł w życie w 1993 roku, kiedy rozpoczęto budowę pierwszego budynku. Przedsięwzięcie nie mogło nie okazać się sukcesem, ponieważ już od etapu koncepcji nadzorował go Książe Karol. Obecnie wieś liczy około 2,5 tysiąca mieszkańców zamieszkujących typowe dla angielskiej tradycji domy, z których co trzeci stanowi realizację budownictwa socjalnego. Osada nie podzieliła więc losu nowego chińskiego miasta Ordos, budowanego „od zera” w 2005 roku. Tam jednak władze „nieco” przeszacowały planowaną liczbę mieszkańców (1,5 mln). Do tej pory pojawiło się ich 20 tysięcy (sic!).

Wracając do zdjęcia typowego polskiego blokowiska można z nadzieją stwierdzić, że, choć niezwykle trwała, „wielka płyta” nie jest wieczna i na pewno w przyszłości krajobraz polskich miast może się znacznie poprawić.

Szymon Ochota

 

Źródła:
http://urbnews.pl/nowa-urbanistyka-w-praktyce-czyli-angielskie-poundbury/
http://podroze.onet.pl/ciekawe/ordos-kangbashi-miasto-duchow-w-chinach/sx6t1
https://www.polskieradio.pl/9/396/Artykul/1563064,Modernizm-nurt-ktory-uparl-sie-by-trwac

Code-switching

Jeśli macie rodzinę lub znajomych na przykład w Wielkiej Brytanii, na pewno zdarzyło wam się choć raz zastanawiać w trakcie przysłuchiwania się ich rozmowom, czego właściwie dotyczą.

Język niby ten sam – polski – ale jednak nie całkiem. Nagle w środku zdania pojawiają się niezrozumiałe słowa i wyrażenia –­ ciocia chce odpocząć na kałczu, wujek używa w pracy tubajforów, a kuzynce na wakacjach nad jeziorem dokuczały moskity. Większość z nas spotkała się kiedyś z podobną sytuacją, kiedy krewni lub znajomi z zagranicy posługują się pewnego rodzaju „hybrydą” języka polskiego i innego języka obcego. O ile w przypadku osób mieszkających od niedawna za granicą jest to prawdopodobnie forma zabawy językowej lub dostosowanie komunikacji do nowych realiów, o tyle w przypadku Polonii dwujęzycznej lub długo zamieszkującej dany kraj nie są to zwykłe wtrącenia czy zapożyczenia.

Socjolingwiści nazywają to zjawisko code-switching. Dotyczy ono naprzemiennego posługiwania się różnymi językami, dialektami lub rejestrami języka w obrębie jednej rozmowy, kiedy wszyscy interlokutorzy znają płynnie oba języki, dialekty czy rejestry. Code-switching dotyczy więc osób dwujęzycznych lub wielojęzycznych i występuje raczej w mowie.

Spanglish

Powszechnie takie odmiany języka jak tzw. Spanglish (Spanish + English) – utworzona przez hiszpańskojęzycznych mieszkańców Stanów Zjednoczonych – też często uznajemy za code-switching. W tym miejscu należy jednak rozróżnić code-switching od zapożyczeń. Zapożyczenia są wyrazami pochodzenia obcego, przyswojonymi przez dany język i używanymi przez jednojęzycznych użytkowników tego języka. Code-switching obejmuje wiele poziomów języka, nie tylko leksykę. Odróżniamy matrix language, język dominujący w rozmowie, do którego „przemycamy” elementy drugiego języka, zwanego po angielsku embedded. Zmiana dotyczy całych zdań, części zdania, samych słów, a nawet części słów, na przykład poprzez dodawanie polskich końcówek, jak w przypadku czasownika drajwować (od to drive ­– prowadzić).

Ponglish

Wiele podobnych przykładów występuje w tzw. Ponglish (Polish + English), polskim odpowiedniku Spanglish. Code-switching odbywa się bez pauz, bez zastanawiania się, często nieświadomie. Ponglish natomiast używany jest w dużej mierze na zasadzie świadomej zabawy językiem i niekoniecznie przez osoby, które posługują się płynnie językiem angielskim. Często odnosi się też do języka korporacji.

Sam Ponglish jednak jest także niezmiernie ciekawym zjawiskiem. Język polski jest niezwykle słowotwórczy, praktycznie z każdego słowa można za pomocą przedrostków czy końcówek stworzyć nowe wyrazy lub spolszczyć obce. Dobrym przykładem jest zapożyczenie z języka angielskiego słowa sorry, które następnie w języku potocznym przybrało przeróżne formy – od sorki i sorka po soraski. W Internecie znaleźć można słowniki slangu angielsko-polskiego czy słowniki Ponglish, w których znajdziemy takie wyrażenia i słowa jak ajdi (dowód osobisty), na jardzie (na podwórku za domem), ofisy (biura) czy być na lejofie (być zwolnionym, być na zasiłku dla bezrobotnych). Znacie jakieś ciekawe zapożyczenia z innych języków obcych?

Kamila Król

 

Źródła:
https://www.thoughtco.com/code-switching-language-1689858
http://www.glottopedia.org/index.php/Code-switching
https://owlcation.com/humanities/Code-Switching-Definition-Types-and-Examples-of-Code-Switching

Alpaki, bardziej swojskie niż by się wydawało

Gdy ktoś wspomina o alpakach pierwsze co przychodzi nam na myśl to Peruwiańskie góry i kolorowo ubrani tubylcy. Więc informacja, że nie w pobliżu Warszawy, a w samej stolicy, konkretnie na Okęciu, znajduje się hodowla właśnie tych zwierząt może wielu zaskoczyć.

Hodowla alpak Huacaya (istnieją dwie rasy alpak, druga to Suri) została założona w 2013 roku, przez Agnieszkę Pawłowską, miłośniczkę zwierząt, która opisując siebie dla stacji TVN powiedziała „Wszystko, co się gdzieś znalazło, jak było chore, to trzeba było leczyć, jak było zdrowe, to trzeba było kochać i zawsze tak było”.

Kierowana właśnie tym zamiłowaniem, jeszcze przed alpakami właścicielka hodowała konie, których były dom jest obecnie zamieszkany przez alpaki. Co ciekawe, opieka nad tymi zwierzętami, przynajmniej w porównaniu do koni, jest naprawdę mało wymagająca, ponieważ stadem 28, z niewielką pomocą męża i dzieci, zajmuje się sama właścicielka. Nie oznacza to, że każdy może się wziąć za to zajęcie, szczególnie bez żadnej wiedzy. Ponieważ jak do każdej hodowli należy się przygotować nie tylko przez wybudowanie stajni (alpakarni), ale również poprzez zdobycie specjalistycznej wiedzy. Jest to łatwiejsze niż by się wydawało, jako że również w Polsce już od kilku lat odbywają się spotkania jak i wykłady na ten temat, niektóre z nich również w Warszawie, prowadzone przez Panią Agnieszkę.

Hodowla alpak
Alpaca

Te miłe i chętne do przytulania, choć jak ludzie o indywidualnych osobowościach zwierzęta, można zobaczyć na żywo po wcześniejszym kontakcie telefonicznym z właścicielką, choć w związku z ciągle rosnącym zainteresowaniem może się to okazać niemożliwe. Zainspirowana tym właśnie zainteresowaniem Pani Agnieszka 4 grudnia ubiegłego roku po raz pierwszy zorganizowała ogłoszone na Facebooku wydarzenie pt. „Mikołajki z Alpakami na Okęciu”. Wydarzenie to kompletnie przerosło oczekiwania organizatorki, jako że spodziewała się najpewniej kilkudziesięciu osób. Natomiast 2000 osób zaznaczyło „Wezmę udział”, a 7900 osób zaznaczyło „Zainteresowany” w wyniku czego dla dobra i komfortu zwierząt została ona zmuszona do ograniczenia ilość osób poprzez wprowadzenie zapisów przez email.

Hodowla Pani Pawłowskiej rozpoczęła się jako hobby, a obecnie, dzięki popytowi na alpaczą wełnę, jest również jej źródłem utrzymania. Jest to w Polce zaskakująco popularnym i lukratywnym biznesem. Jego prekursorem na rodzimym rynku jest Mariusz Wierzbicki z okolic Ciechanowa, który swoją hodowlę założył w 2004 roku. Od tamtego czasu popularność tego zajęcia stabilnie rośnie na co dowodem jest to iż obecnie zarejestrowanych w Polskim związku hodowców alpak jest około 30 osób, a nie wszyscy hodowcy są zarejestrowani. Więc szansa że jakiś czteronożny kuzyn wielbłąda biega gdzieś w pobliżu Waszego miejsca zamieszkania jest jak najbardziej realna, a przytulenie jednego z nich jest nie trudnym do spełnienia marzeniem. Również jeśli potrzebujecie pomysłu na oryginalny i praktyczny prezent, to może warto pomyśleć o czapce, lub szaliku z alpaczej wełny, którą wielu nazywa najszlachetniejszą. Zapewne przytulanie alpak można również potraktować jako element rehabilitacji dzieci niepełnosprawnych (podobnie jak hipoterapię)

Artur Jaklewicz

 

Źródła:
http://metrowarszawa.gazeta.pl/metrowarszawa/7,141637,21072547,na-okeciu...
http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,okecie-to-nie-tylko-lotnisko...
https://pl-pl.facebook.com/pg/alpakinaokeciu

Kilka słów o neologizmach

Język jest żywym organizmem – słyszeliśmy to już niejednokrotnie. Trudno jednak nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, szczególnie w dobie Internetu, kiedy język rozwija się tak prężnie. Słownictwo, którym się posługujemy, jest odpowiedzią na potrzeby wynikające z ciągłych zmian zachodzących głównie w dziedzinie nowych technologii.

Nieustannie tworzymy słowa i wyrażenia lub nadajemy nowe znaczenia istniejącym już słowom, a wiele z powstających neologizmów zapożyczamy z języków obcych, głównie z języka angielskiego. Twórcami takich neologizmów, a szczególnie anglicyzmów, jest w dużej mierze młodzież.

Często neologizmy powstają na potrzeby bieżących wydarzeń, tworzą je media tradycyjne lub użytkownicy mediów społecznościowych. Dobrym tego przykładem jest występująca w języku angielskim tendencja do tworzenia wyrazów zakończonych na –tivism, od słowa activism. Takie wyrazy to na przykład hacktivism – pojęcie odnoszące się do włamywania się w celach politycznych na serwery, aby uzyskać pewne dane – czy ironiczne slacktivism i clicktivism, odnoszące się do osób wyrażających poparcie polityczne w sieci, czyli w sposób wymagający minimalnego wysiłku.

Większość słów powstających w naszych czasach nierozłącznie wiąże się z rzeczywistością wirtualną – powstają one bardzo szybko, nie wszystkie jednak zostają przyswojone przez użytkowników. Wiele z wyrazów, którymi posługujemy się już na co dzień, znalazło się w nowym wydaniu „Wielkiego słownika ortograficznego PWN”. Pojawiły się tam takie hasła jak selfie, stalker czy niekapek. Wiadomo jednak, że słowniki w momencie ich wydania są już praktycznie nieaktualne.

Potrzebę rejestrowania na bieżąco nowych słów dostrzega Obserwatorium Językowe Uniwersytetu Warszawskiego. Jak czytamy na stornie internetowej Obserwatorium, „ich wartość nie polega jedynie na tym, że są nazwami nowych zjawisk, o których i tak wiadomo skądinąd, ale na tym, że jako elementy języka są znakami kultury, a więc dokumentem naszego postrzegania świata, myślenia o nim i odnoszenia się do niego. To, jak ich używamy, mówi tyleż o otaczającej nas rzeczywistości, ile o nas samych i przede wszystkim dlatego zasługuje na uwagę”.

Obserwatorium stworzyło więc projekt, który ma na celu bieżącą publikację nowych wyrazów, zgłaszanych przez samych internautów. Hasło może zgłosić każdy poprzez specjalny formularz. Na stronie, poza słownikiem i „hasłownikiem”, znajdziemy także eseje dotyczące najciekawszych haseł. Poza wyrazami takimi, jak barista czy audiobook, które zdają się już dobrze przyswojone przez użytkowników naszego języka, można znaleźć też mniej oczywiste, jak na przykład movieoke, elcede czy ripować.

Inną ciekawą inicjatywą jest plebiscyt wydawnictwa PWN na młodzieżowe słowo roku zorganizowany po raz pierwszy w 2016 r. Najwięcej głosów zdobyło w nim słowo sztos. Na drugim miejscu znalazł się czasownik ogarnąć, wraz z rzeczownikami ogar i nieogar, a na trzecim beka, masakra i powitanie gitara siema.

Warto więc obserwować język, którym posługujemy się w różnych sytuacjach życia codziennego, oraz ten, którym posługują się ludzie wokół nas. Możemy nauczyć się w ten sposób wiele na temat nas samych i naszego społeczeństwa. A dzięki nowym technologiom, które tak bardzo przyczyniają się do nieustannego wzbogacenia naszego słownictwa, można też aktywnie uczestniczyć w szczegółowym rejestrowaniu zachodzących w nim zmian. A jakie neologizmy waszym zdaniem są najbardziej reprezentatywne dla roku 2017?

Kamila Król

 

Źródła:
http://nowewyrazy.uw.edu.pl/projekt.html
http://sjp.pwn.pl/ciekawostki/Mlodziezowe-slowo-roku-rozstrzygniecie-akc...
https://blog.oxforddictionaries.com/2017/06/kayaktivism/

Strony