Tłumaczenie ustne

Tłumaczenie ustne

Zdalne kabiny, czyli tłumaczenie ustne podczas pandemii COVID-19

Wystarczy szybkie skorzystanie z wyszukiwarki, aby odświeżyć sobie podstawowe cechy tłumaczenia symultanicznego. Jest to tłumaczenie ustne, zwane również równoczesnym, wykonywane na żywo za pomocą mikrofonu i słuchawek w dźwiękoszczelnej kabinie, z której tłumacz zazwyczaj widzi prelegenta. Dzięki swojej naturze przekład tego typu coraz częściej preferowany jest przez organizatorów konferencji czy innego typu eventów z jednej prostej przyczyny – zapewnia oszczędność czasu. Zamiast czekać na przekład tłumacza konsekutywnego, słuchacze nie mówiący w języku prelegenta mogą nadążać za jego przemową w czasie rzeczywistym dzięki choćby jednej słuchawce dyskretnie włożonej do ucha. Ze słuchawki słychać głos tłumacza, który przekłada przemówienie zazwyczaj z tylko kilkusekundowym opóźnieniem.

Kiedy w marcu 2020 r. z powodu pandemii koronawirusa zamknięte zostały prawie wszystkie miejsca publiczne, kłódki pojawiły się również na kabinach tłumaczeniowych. Odwołano konferencje, przełożono spotkania, anulowano międzynarodowe delegacje. Chociaż wielu tłumaczy wierzyło, że kabina nigdy nie może milczeć, niestety – kabina zamilkła. Zamilkła na wiele, wiele miesięcy.

Praca i nauka podczas lockdownu była wyzwaniem dla wszystkich. Zmusiła nas, aby praca zdalna wraz ze wszystkimi swoimi utrudnieniami i zaletami stała się normą, a nie wyjątkiem. Podobny los spotkał tłumaczy ustnych. Mieli do zgryzienia twardy orzech. Jak bowiem tłumaczenie symultaniczne może być wykonane zarówno zdalnie jak i na żywo?

Pierwszym krokiem musi być oczywiście osiągnięcie warunków, w których można by w ogóle mówić o podjęciu się próby dokonania przekładu. A warunki takie to z jednej strony odpowiedni sprzęt, z drugiej – odpowiedni spokój.

Sprzęt to oczywiście mikrofon, słuchawki, kamerka. Nic, czego nie znajdziemy w kilka sekund na Allegro czy eBayu. Pamiętając jednak, że nie tylko tłumacze ustni w czasach pandemii zaopatrują się w lepszy sprzęt, przed dokonaniem zakupu warto uzbroić się w uspokajającą herbatkę. Popyt na niezbędny do pracy i nauki sprzęt, jakim stały się kamerki i mikrofony, pozwolił producentom żądać nawet najbardziej wygórowanych cen. Nie należy się więc dziwić, że w 2020 r. zakup nowych słuchawek równał się znacznym zmniejszeniem bilansu konta bankowego.

Aby zdalne kabiny mogły dorównać swojemu stacjonarnemu rodzeństwu, muszą być jednak nie tylko zaopatrzone w odpowiedni sprzęt. Kabina tłumacza jest dźwiękoszczelna nie bez powodu. Nowy wypasiony mikrofon wyłapuje z największą precyzją nie tylko głos tłumacza i jego tłumaczenie. Jeżeli nie zadbamy o odpowiednią ciszę i spokój, wyłapie też szczekanie  psa za oknem, remont w mieszkaniu sąsiada czy muzykę z pokoju obok. Klient usłyszy nie tylko przekład tekstu prelegenta, ale wszystkie inne odgłosy, które wedrą się do naszej domowej kabiny i obniżą jakość tłumaczenia. Jak zadbać jednak o higienę pracy, kiedy nie mieszkamy sami? Nie każdy może pozwolić sobie na wydzielenie oddzielnego pokoju w zacisznym miejscu, gdzie skupienie i natchnienie do tłumaczenia przyjdą do nas bez obaw, że inny domownik otworzy nagle drzwi i je wypuści.

Zbudowanie zdalnej kabiny leży przynajmniej w gestii tłumacza. Owszem, może być ograniczony przez przestrzeń swojego domu czy zasoby pieniężne, ale są to czynniki mniej lub bardziej przez niego kontrolowane. Najlepsza jednak kabina zdalna na nic zda się tłumaczowi bez odpowiednich programów, które pozwolą na odpowiednie zsynchronizowanie tłumaczenia. Niektóre platformy, takie jak chociażby KUDO, stanęły na wysokości zadania i stworzyły środowiska odpowiednie do tłumaczenia. Platforma KUDO jest jednak płatna i wiele osób dla zaoszczędzenia kosztów decyduje się zostać przy królującej podczas pandemii platformie Zoom. Zoom oferuje opcje podziału na kanały, na których odbywa się tłumaczenie w odpowiednich kombinacjach językowych. Dla słuchaczy są one całkiem wygodną opcją – wystarczy kliknąć na odpowiednią parę językową, aby usłyszeć tłumaczenie. Kanały mają jednak jedną ogromną wadę, a mianowicie nie dają tłumaczowi możliwości porozumiewania się ze swoim „konkabinem” bądź „konkabinką, czyli kolegą lub koleżanką, z którymi tłumacz pracuje w kabinie.

Po trwającym 20-30 minut tłumaczeniu symultanicznym tłumacz potrzebuje odetchnąć i pozwolić odpocząć swojemu umysłowi. Z tego powodu w kabinie tłumaczeniowej znajduje się zazwyczaj nie jeden tłumacz ustny, ale dwóch. Kiedy tłumacz czuje zmęczenie, daje sygnał swojemu konkabinowi, który przejmuje pałeczkę. Opcja kanałów językowych na Zoom nie oferuje jednak możliwości dyskretnego przekazania tej informacji tak, aby przypadkiem nie zaistniały przerwy w tłumaczeniu. W celu rozwiązania tego problemu, oprócz połączenia się na platformie, tłumacze decydują się zazwyczaj łączyć ze sobą także z drugiego urządzenia – laptopa, komórki czy tabletu – gdzie mogą się widzieć i dawać sobie sygnały do zmiany. Nasza zdalna kabina rośnie więc w jeszcze więcej urządzeń niezbędnych do zapewnienia wysokiej jakości przekładu.

Nowe środowisko i realia pracy zdalnej to również nowe normy regulujące pracę tłumaczy ustnych. O wytycznych dotyczących tłumaczeń konferencyjnych, a także kilku kwestiach związanych z tłumaczeniem na odległość można przeczytać w normie ISO 23155. Aby poszerzyć swoją wiedzę na temat technicznych specyfikacji pracy tłumacza, należy zaś sięgnąć po normę ISO 24019. Norma w szczegółach opisuje, jakie wymagania dotyczące jakości dźwięku (bądź obrazu w przypadku tłumaczeń na język migowy) powinien spełnić tłumacz. W normie znajdziemy również wytyczne dotyczące higieny pracy, m.in. zadbanie o odpowiednią częstotliwość i głośność nadawanego przekazu, wygodną obsługę interfejsu czy zadbanie o stabilne i wystarczająco szybkie łącze internetowe. Norma definiuje również zakłócenia niedopuszczalne podczas tłumaczenia, zasady poufności, a także obsługę konsoli i sprzętu, niezbędnych do wykonania zlecenia. Każdy aspekt pracy tłumacza ustnego opisany jest ze szczegółami, aby zapewnić standaryzację odpowiednią dla przekładu ustnego w warunkach zdalnych.

Po półtorarocznym życiu w niepewności i pozornie niekończącym się lockdownie czy ciągle nowych restrykcjach wydaje się, że w końcu na horyzoncie tli się wyczekiwane światełko w tunelu. Kiedy świat powoli podnosi się z kolan, lada moment może przyjdzie również czas na powrót do biur tłumaczeniowych, a także kabin. Bogatsi w nowe doświadczenia i zaprawieni trudami przekładu w czasie pandemii, tłumacze wrócą na stare śmieci, a kabiny ponownie wypełnią się różnymi językami. Może już za chwilę kabiny przestaną milczeć.

Monika Olszewska

Źródła:
https://www.iso.org/standard/80761.html
https://www.iso.org/standard/77590.html
https://www.iso.org/standard/74749.html
https://www.middlebury.edu/institute/advancing-your-career/career-guide/day-life-interpreter-during-pandemic
https://kudoway.com/blog/interpreting-thru-kudo/
https://atlasls.com/how-remote-simultaneous-interpretation-rsi-can-help-...
https://www.youtube.com/watch?v=7ty7_09rb5c

Kategoria: 

Interlingual Live Subtitling – czyli?

Interlingual Live Subtitling jest nową metodą tłumaczenia, łączącą tłumaczenie symultaniczne z tworzeniem napisów na żywo. Wykorzystuje się ją (czy też raczej dopiero zaczyna się ją wykorzystywać) w telewizji i podczas różnego rodzaju wydarzeń kulturalnych.

Wszystko zaczęło się od techniki zwanej respeaking, umożliwiającej tworzenie napisów na żywo – w tym samym języku. Wygląda ona następująco: respeaker słucha wydarzenia, spektaklu czy programu telewizyjnego i jednocześnie powtarza to, co słyszy, dodając m. in. znaki interpunkcyjne czy dodatkowe informacje dla osób niesłyszących, a specjalne oprogramowanie do rozpoznawania mowy przetwarza jego wypowiedź na tekst wyświetlany w formie napisów. Jakby tego było mało, respeaker kontroluje także sposób wyświetlania się tekstu na ekranie, aby w razie potrzeby dokonać koniecznych zmian edycyjnych – wszystko to z możliwie najmniejszym opóźnieniem! W praktyce oznacza to, że respeaker często musi skracać lub parafrazować słowa mówcy lub mówić o wiele szybciej niż on, żeby opóźnienie (fr. décalage) nie było zbyt duże. Słowem, dobry respeaker to prawdziwy mistrz multitaskingu.

Respeaking jest wykorzystywany głównie na potrzeby osób niesłyszących lub niedosłyszących – aby zapewnić im dostęp do wydarzeń kulturalnych. Temat jest na czasie bowiem w 2019 r. weszła ustawa o zapewnianiu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami i faktycznie robi się w tym kierunku coraz więcej – nie tylko w urzędach, ale także np. w telewizji czy teatrach. Jest to bardzo popularne rozwiązanie np. w Wielkiej Brytanii – korzysta z niego wiele teatrów, a także BBC w swoich programach na żywo. W Polsce nie jest jeszcze w powszechnym użyciu, ale nie jest też zupełnie nieznane: wykorzystuje je np. teatr STUDIO, a w 2017 roku można było zobaczyć napisy na żywo tworzone metodą respeakingu w programie rozrywkowym Taniec z Gwiazdami.

Ale to jeszcze nie wszystko – zdążyliśmy wspomnieć zaledwie o Intralingual Live Subtitling, czyli tworzeniu napisów na żywo w jednym i tym samym języku. Prawdziwa zabawa zaczyna się, kiedy napisy mają być w języku innym niż źródłowy, a więc do wszystkich czynności, które respeaker musi wykonywać jednocześnie dochodzi jeszcze tłumaczenie symultaniczne (samo w sobie będące już dużym wyzwaniem dla podzielności uwagi) – wtedy mamy do czynienia z Interlingual Live Subtitling (ILS). Po co tyle zachodu? Po raz kolejny, chodzi o dostępność – tym razem już nie tylko dla niesłyszących, ale także dla migrantów, aby, już na samym początku, kiedy jeszcze nie znają języka, umożliwić im integrację w nowym środowisku poprzez ułatwiony dostęp do kultury, edukacji i polityki.

Metoda jest jeszcze na etapie badań – od 2018 r. trwa międzynarodowy projekt Interlingual Live Subtitling for Access (ILSA), w którym biorą udział m. in. naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego. Projekt ma na celu stworzenie pierwszego kursu szkoleniowego dla profesjonalnych ILSerów (Interlingual Live Subtitlers) oraz stopniowe wprowadzanie tej metody w telewizji, edukacji oraz podczas wydarzeń społecznych i politycznych oraz opracowanie standardów świadczenia usług napisów na żywo, a także opracowanie materiałów dydaktycznych do kształcenia respeakerów międzyjęzykowych. Choć ILS nie jest jeszcze znany szerszej publiczności, był już z powodzeniem używany na konferencjach i innych wydarzeniach, np. ostatnio na spotkaniu z aktorami występującymi w serialu Wiedźmin, które odbyło się podczas prapremiery tej produkcji w Warszawie. Wydarzenie było w całości tłumaczone z języka angielskiego na polski metodą ILS, a napisy były wyświetlane na ekranie znajdującym się za plecami aktorów, a więc mogły z niego skorzystać zarówno osoby z zaburzeniami słuchu, jak i te posługujące się mniej sprawnie językiem angielskim.

Obecnie trwają prace nad wpisaniem kwalifikacji specjalisty ds. dostępnych multimediów, który będzie posiadał podstawowe umiejętności w zakresie tworzenia napisów dla niesłyszących, do Zintegrowanego Rejestru Kwalifikacji. Czy w ciągu kilku najbliższych lat napisy tworzone na żywo w innym języku będą już w powszechnym użyciu, jak przewidują twórcy projektu? W świecie cyfrowych technologii, w którym coraz częściej w wydarzeniach na żywo bierzemy udział online, jest to całkiem prawdopodobne. Czy całkowicie zastąpią tłumaczenie symultaniczne? A może same zostaną zastąpione przez jeszcze bardziej nowoczesną metodę tłumaczenia, która jeszcze nie powstała, ale za parę lat podbije świat? Jedno jest pewne – świat się zmienia, a świat tłumaczeń razem z nim. Jeżeli chcemy za nim nadążyć, musimy być na te zmiany gotowi!

Lidia Konasiuk

 

Źródła:

https://www.slideshare.net/agnieszkaszarkowska/respeakers-and-interlingu...
http://galmaobservatory.eu/projects/interlingual-live-subtitling-for-acc...
http://ka2-ilsa.webs.uvigo.es/
http://informatorects.uw.edu.pl/pl/courses/view?prz_kod=3201-3N%C5%BBR-FT
https://blog.ai-media.tv/blog/what-is-respeaking
https://www.widzialni.org/napisy-na-zywo-w-polsce,new,mg,14,6,54
https://www.youtube.com/watch?v=ws880lKOjSg

Tłumaczenia a zapewnienie dostępności do treści osobom ze szczególnymi potrzebami

W Polsce żyje około 5 milionów osób z niepełnosprawnością (ze szczególnymi potrzebami), co stanowi ponad 13% naszego społeczeństwa. Dlatego też 19 listopada 2019 w życie wejdzie Ustawa o zapewnieniu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami. Ustawa ta wdraża m.in. dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej z dnia 26 października 2016 roku w sprawie dostępności stron internetowych i mobilnych aplikacji organów sektora publicznego.

Z początkiem 2019 roku w życie weszła też nowelizacja Ustawy o radiofonii i telewizji oraz opłatach abonamentowych, która ma pomóc osobom ze szczególnymi potrzebami w uzyskaniu dostępu do treści nadawanych przez telewizje publiczną. Zmiana ta w szczególności określa formę dostarczania przez sieci telekomunikacyjne audialnych, audiowizualnych oraz tekstowych usług oraz możliwość ich tworzenia dla odbiorców za granicą w języku polskim i w innych językach (co obejmuje różne rodzaje tłumaczenia i innych usług językowych).

Ustawa o zapewnieniu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami reguluje dostosowanie budynków, stron internetowych, dokumentacji oraz obsługi do potrzeb klientów z niepełnosprawnością. Niektóre strony internetowe były już przystosowywane dla owych klientów, jednak dotychczas nie było to regulowane przez prawo. Klienci z niepełnosprawnością powinni mieć możliwość odczytania wszelkich treści oraz wsparcia przy wpisywaniu danych. Od listopada 2019 r. na stronach internetowych placówek publicznych musi się pojawić informacja o zakresie działania podmiotu w postaci tekstu odczytywalnego maszynowo, nagrania treści w polskim języku migowym (PJM) oraz informacje w tekście łatwym do czytania. W prawie bankowym pojawił się zapis, dotyczący regulaminów oraz ogólnych warunków umowy, które powinny pojawić się w formie nagrania audio, nagrania wizualnego treści w PJM, wydruku w alfabecie Braille’a lub z wielkością czcionki wygodną do czytania w terminie 7 dni od zgłoszenia wniosku. W Ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym również pojawił się zapis o udostępnianiu treści studium i planu miejscowego w języku migowym i innych środkach komunikowania się w terminie 14 dni od zgłoszenia wniosku.

Jak te zmiany wpłyną na usługi oferowane przez branżę tłumaczeniową?

Wybrane podmioty (biura tłumaczeń) świadczące usługi dostosowania treści do potrzeb osób z niepełnosprawnością będą musiały zwiększyć zakres oferty oraz oferowany wolumen w celu obsługi różnych podmiotów (głównie publicznych), które zostały zobowiązane przez ustawodawcę do wprowadzenia w najbliższym czasie tego typu produktów i usług oraz zapewnienia dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami. Na pewno popyt na usługi tłumaczy języka migowego oraz języka Braille’a będzie dalej gwałtownei rósł. Niestety system szkolenia tłumaczy języka migowego jest w Polsce na razie niewydolny i dostępność tłumaczy jest bardzo ograniczona. Uczelnie nie uruchamiają studiów na tych kierunkach i potęcjalni studenci nawet nie wiedzą jak duże jest zapotzrebowanie na tego typu usługi. Podobnie jest niestety z dostepnością usług w alfabecie Braille’a i innych usług pokrewnych (audiodyskrypcja, opis alternatywny itp). Potrzebna jest zatem kampania informacyjna, która doprowadzilaby do tego, że rynek zacznie reagować na zapotrzebowanie wykreowane pzrez nowe przepisy, ale nei bardzo wiadomo kto miałby podjąć się tego zadania.  

W zamierzaneich ustawodawcy nowe prawo ma przełożyć się na stopniową poprawę dostępu do treści, która będzie od tej pory oferowana w rożnych formach, osobom z niepełnosprawnością. Warto zauważyć, że zmiany te dotyczą nie tylko podmiotów publicznych, ale w dużej mierze wszelkich podmiotów oferujących usługi dla tzw. ludności. Warto zauważyć, że za brak dostosowania się do tych przepisów podmiotów zobowiazanych ustawodawca przewidział dotkliwe kary, więc pozytywne zmiany w podejściu do tłumaczenia i przetwarzania treści na potrzeby osób z niepełnosprawnością są już teraz nieuchronne. Miejmy nadzieję, zę ułatwi to bardzo osobom z niepełnosprawnościami załatwianie od tej pory wszelkich osobistych spraw, ale również docelowo zapewni równy dostęp do usług publicznych i możliwość pełnoprawnego uczestnictwa w życiu publicznym i społecznym.

Emilia Miłczak

 

Źródło:

  1. Ustawa z dnia 20 lipca 2018 r. o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji oraz ustawy o opłatach abonamentowych
  2. Ustawa z dnia 19 lipca 2019 r. o zapewnieniu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami

It’s all Greek to me – czyli trochę o jedzeniu, (nie)przetłumaczalności i Greckich smakach w naszym życiu

Tradycyjne potrawy są niezaprzeczalnie ważną częścią kultury każdego kraju. Towarzyszą nam na co dzień – czasami nie zdajemy sobie więc sprawy z tego, jak specyficzne potrafią być dla naszego regionu i jak trudne może okazać się ich opisanie osobom z zagranicy. Od dawna toczymy debatę nad przetłumaczalnością lub nieprzetłumaczalnością nazw potraw. Jednak problem ten nie dotyczy tylko literatury, tłumaczeń użytkowych czy audiowizualnych. Często musimy sobie z nim radzić w codziennych sytuacjach życiowych, na wakacjach czy w rozmowach z gośćmi z zagranicy.

Co wówczas robimy? W przypadku niektórych potraw istnieje możliwość używania ekwiwalentów, jednak zazwyczaj czujemy, że trzeba jeszcze coś dopowiedzieć. Czy nasz pączek i angielski doughnut wywołują takie same skojarzenia? Oczywiście, że nie. Kiedy opowiadamy komuś z zagranicy o pysznych ciepłych pączkach z różą, tłumaczymy, że to taki doughnut, ale jednak bez dziurki, z trochę innym ciastem i z nadzieniem. Tak samo polskie naleśniki, francuskie crepes i amerykańskie pancakes nie oddają dokładnie tego samego. Zastanówmy się też nad zwykłym twarożkiem – okazuje się, że wcale nie jest taki zwykły. Jeśli ktoś chciałby zrobić sernik podczas pobytu w innym kraju, nie otrzymałby tego samego efektu. Z angielskiego cottage cheese, włoskiej ricotty, czy greckiego anthotiro (Ανθότυρο) otrzymamy trzy różne serniki.

Skoro już mowa o Grecji, pomówmy o języku greckim w naszym życiu. Dobrze wiemy, że każdy zna choć odrobinę tego języka, gdyż jest on obecny w praktycznie każdej dziedzinie życia. Posługujemy się nim na co dzień – kiedy idziemy z dzieckiem na wizytę do pediatry, kiedy wybieramy się do teatru czy kina, albo po prostu oglądamy film w telewizji. W większości przypadków robimy to nieświadomie. Czasami jednak mamy ochotę powspominać słoneczne wakacje w Grecji, lub przygotować śródziemnomorską kolację dla znajomych. Często wtedy sięgamy po przepisy na „greckie” potrawy, które cieszą się wielką popularnością w naszym kraju.

Co możemy upichcić w takim przypadku? Może rybę po grecku? Niestety, gdybyśmy poprosili Greka o tradycyjny przepis na rybę po grecku, bardzo by się zdziwił – ta lubiana przez nas potrawa Grekom jest zupełnie nieznana.

Greek Food

To może sałatkę grecką? W Polsce można spotkać się z wieloma wariantami tej sałatki. Jeśli udamy się do Grecji, spotkamy się tylko z jednym. Poprawnie przyrządzona sałatka grecka zawiera grubo krojone pomidory, ogórki, zieloną paprykę, cebulę czerwoną, oliwki, fetę, oliwę i oregano. Warto zwrócić jednak uwagę na jej nazwę. To, co zazwyczaj nazywamy sałatką grecką, w Grecji występuje pod nazwą „sałatka wiejska” (gr. χωριάτικη σαλάτα). W tym przypadku, nazwę potrawy przekładamy opisowo – tak żeby wskazać na pochodzenie sałatki.

A sałatka gyros? Tu odpowiedź jest prosta, w Grecji taka sałatka nie istnieje. Mięso gyros za to jak najbardziej, jednak nie jest to kurczak w przyprawie „gyros”. Sama nazwa (gr. γύρος) wskazuje, że mięso obraca się na rożnie, tak jak mięso do kebaba. Może to być mięso z kurczaka lub wieprzowe. Często podawane jest w chlebku pita (gr. Πίτα). Tutaj więc, zamiast tłumaczyć, przenieśliśmy nazwę grecką – straciła ona jednak swoje pierwotne znaczenie i odnosi się do innego typu potrawy.

Gyros

Na koniec przykład strategii udomowienia, czyli tłumaczenia polegającego na przybliżeniu odbiorcy elementu kultury obcej. Coraz częściej można spotkać w naszym kraju „pierożki greckie” z serem feta. Wiadomo, że nie przypominają one zbytnio polskich pierogów – tak samo, jak polskie pierogi niewiele mają wspólnego z często spotykanym angielskim ekwiwalentem dumplings. Tiropitakia (gr. τυροπιτάκια), czyli greckie pierożki z serem, mogą być przyrządzone np. z ciasta francuskiego albo z ciasta filo (gr. φύλλο κρούστας), chociaż istnieją też inne rodzaje ciasta, jak na przykład „ciasto wiejskie” (gr. χωριάτικο φύλλο). Tiropitakia więc tłumaczymy istniejącym polskim odpowiednikiem z krótkim objaśnieniem.

Jak widać, niełatwo jest przetłumaczyć nazwy potraw, niełatwo jest też wytłumaczyć, na czym one polegają, albo opisać, czym dokładnie różnią się od innych podobnych. W dzisiejszych czasach można spróbować potraw z całego świata w pobliskiej restauracji. Często zdaje nam się, że znamy daną kuchnię, co później może okazać się dość mylne. Czy można zatem mówić o przetłumaczalności nazw potraw? Pewne jest, że ich tłumaczenie nie jest łatwe, tak samo zresztą jak wszystkie inne elementy kultury. Istnieje jednak wiele technik tłumaczenia, spośród których możemy wybrać taką, która będzie najlepiej dopasowana do naszych potrzeb. Najlepiej jest podróżować i kosztować, jest to na pewno bardzo przyjemny sposób na naukę obcej kultury. A tymczasem, kiedy planujemy podać swoim gościom rybę po grecku, lepiej nie udawać Greka i nie zapraszać wcześniej na „grecką” kolację. A czy w języku greckim istnieje odpowiednik tego powiedzenia? Grecy mówią po prostu „nie udawaj Chińczyka”.

Kamila Król